Samobójstwo istoty rozumnej

Codziennie wchodzimy na kruchy lód, który w każdym momencie może zacząć trzeszczeć i się pod nami załamać. Wpadniemy wtedy do zimnej wody. Do lodowatej przestrzeni naszego świata. Co wtedy.? Musimy wyjść. Wydostać się. Jak najszybciej, ale nie mamy siły. Przecież dlatego tam wpadliśmy. Tkwimy w miliardach bezruchów. Tkwimy w naszej własnej pustce. Wtedy czujemy jakieś ciepło. To nas zmusza do podjęcia jakiejś decyzji. To nam otwiera oczy. Widzimy wtedy jak nisko upadliśmy. Jacy jesteśmy do niczego. Podnosimy ręce do góry. Łapiemy się lodu i podciągamy się. Nie możemy tego zrobić. Nadal nie mamy siły, ale trzyma nas to ciepło. Podnosi nas do góry. Wtedy po prostu wychodzimy. Otrzepujemy się, poprawiamy fryzurę i idziemy tam gdzie nie ma lodowatej wody. Idziemy po przygodę. Idziemy poznać ludzi, którzy byli w podobnej sytuacji, ale dali radę.
Idziemy na cmentarz. Szukamy znajomego nam grobu. Tak. Tam leży nasz przyjaciel, który nie wytrzymał, pod pokrywą lodu. Nie podniósł się. Nie miał odwagi żyć, miał odwagę spojrzeć śmierci w oczy i powiedzieć jej: To ja wybieram czas mojej śmierci. Nie Ty. Jestem Twoim Panem. Masz mnie zabrać do siebie, do swojego królestwa. Śmierć ceni sobie odwagę ludzi. Śmierć zabiera tylko odważnych, którzy potrafili sami kazać jej siebie zabrać ze świata, poprzez samobójstwo i tych, którzy potrafili żyć tak długo jak to im było pisane. Jeśli ktoś prosi o śmierć to ona nie odmawia. Nie zna słowa nie. Stoimy przed grobem osoby, którą znaliśmy, z którą piliśmy cole pod drzewem, z którą śmialiśmy się każdego wieczoru. Nie możemy opanować siebie w tej pustce. Upadamy na kolana. Zamykamy oczy i nie możemy się pogodzić, że te chwile nie wrócą. Widzimy jego uśmiech, radość naszego przyjaciela. Był naszym towarzyszem w życiu. Naszą podporą. A my nie potrafiliśmy mu pomóc, gdy tak bardzo cierpiał. To nasza wina. On nie żyje. Dlaczego to zrobił.? Dlaczego nic nie mówił.? Dlaczego nie szukał pomocy.? Dlaczego stracił nadzieje.? Dlaczego nikt nie wiedział jakie ma problemy.? Wtedy sobie uświadamiamy. No właśnie, co.? Każdy z nas inaczej przeżywa śmierć. Na każdego z nas to inaczej działa. Nie potrafimy tak po prostu na to odpowiedzieć. Każdy popełnia samobójstwo z innego powodu, ale czy warto.? Jeśli się zabijemy to odejdą od nas wszystkie problemy, skończy się ból, cierpienie, życie. Nasi bliscy dopiero wtedy zobaczą problemy. Zostawimy ich z pustką, ze smutkiem, z końcem wszystkiego. My już nie będziemy mogli być szczęśliwi bo nas nie będzie. Oni też nie. Bo nas kochali. Bo może kiedyś o nas zapomnieli, ale przecież cały czas byliśmy i będziemy w ich sercu. Jesteśmy istotami rozumnymi. Potrafimy stwierdzić jakie będą konsekwencje naszego czynu, więc zamiast się zabijać pomyślmy jak możemy rozwiązać problem. Wiemy, że tak byśmy pomogli przyjacielowi, wiemy, że coś tymi słowami byśmy zdziałali, ale jego już nie ma. Odszedł, nie otrzymawszy żadnej pomocy. Wszystko przeminęło. Możemy tylko myśleć, a co gdyby...
Był u mnie, ale miał już iść. Było ciemno. Zimno. Ubraliśmy się i odprowadziłam go do furtki. Dał mi buzi i odszedł. Byłam zadowolona. Po raz kolejny spędziliśmy cudowne chwile. Kolejne dobre wspomnienia, mogłam dołączyć do naszej kolekcji. Patrzyłam. Widziałam jak odchodzi. Wiedziałam, że na jego twarzy gości uśmiech. Kochał mnie. Tak jak ja jego, albo nawet mocniej. Już miałam iść do domu. Już miałam wspominać to co się działo, ale zobaczyłam jak biegnie w moją stronę. Myślałam, że coś się stało. Widział przerażenie w moich oczach. Podbiegł do mnie i zaczął mnie całować. Robił to tak jak lubiłam, delikatnie i namiętnie. Wtedy usłyszałam jego zdyszany i pełen miłości głos:
- Nie chce iść do domu, spać sam. Chce zostać z Tobą. Na zawsze.
Weszliśmy do domu. Od razu się ścigaliśmy kto pierwszy położy się na moim łóżku. Wygrał. Wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko. Wygłupialiśmy się jak zawsze. Rzucaliśmy się poduszkami, przepychaliśmy się. Byliśmy ludźmi, którzy idealnie pasowali do siebie. Ludźmi, którzy byli w związku, ale zachowywaliśmy się jak najlepsi przyjaciele. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Czuliśmy się bezpiecznie. Mięliśmy dużo wolności. Byliśmy młodzi. Uczyliśmy się na błędach, dojść do perfekcji. Po naszych wyczynach położyliśmy się i zaczęliśmy rozmawiać. Gdy poczuliśmy się zmęczeni, oparłam głowę o jego bark. Czułam jak dotyka mojej ręki i mówi szeptem: Kocham Cię. Zamknęłam oczy. Unosiłam się w powietrze. Tańczyłam na wietrze, w jego objęciach. Jego uśmiech widziałam w jego oczach. Kochałam na nie patrzeć. Widziałam wtedy nasz świat. Widziałam dusze człowieka, którego kochałam i uwielbiałam. Nie wyobrażałam sobie innego, lepszego życia.
Byłam muskana skrzydłami anioła, który był dla mnie podporą. Moim własnym Aniołem Ciemności. Byłam jego Boginią Ciemności. Staliśmy się jednością. Nadal nią jesteśmy. W nieskończoność.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą