Diamentowe odbicie


Felt like love struck me in the night I prayed that love don't strike twice.
Bo to się dzieje tak szybko, a ja nie wiem czy nadążę. Nie wiem czy sobie poradzę. Chciałabym zmienić bieg wydarzeń i coś naprawić, ale wiem, że już jest za późno, a zmiana mogłaby na mnie źle wpłynąć. Czemu ja o tym piszę.? Czy to takie ważne.? Tak, owszem. Może chciałabym zmienić moje życie.? Nie. Właśnie wszystko się układa. Kiedyś widocznie wybrałam nie tego człowieka. Nie zauważyłam czegoś prawdziwego. Teraz uczucie wraca i nie chcę, żeby mnie opuściło. Wszystko czego pragnęłam, spełnia się w jednym tygodniu, miesiącu, roku. Niby trzynastka na końcu roku, a jednak jest jak na razie tym szczęśliwym. Tym jedynym dobrym rokiem, ostatnio, w moim życiu. Życzę wam tego samego. Tego szczęścia, które mam dzisiaj w sercu, w pokoju i ogarnia całe moje ciało. Dlaczego to takie piękne.? Bo miłość lubi zaskakiwać, prawda.? Nie mogę się zapomnieć, jestem inna, dawna ja nie powróci. Muszę to sobie obiecać. Nie mogę zejść z mojej drogi. Zawiodłam już jednego chłopaka, za co przepraszam, szczerze. Ta znajomość, szczególnie teraz nie może trwać. Nie dzisiaj, nie jutro, nigdy. Tak, to do Ciebie. Nie napiszę już, nie dostaniesz ode mnie wiadomości. To nie przerwa, to koniec. Nie potrafię pogodzić dwóch światów. Jesteś mi potrzebny, ale nie zrozumiesz świata, do którego należę, bo go nie znasz, więc nie możesz mnie chronić. Pożegnania są trudne, szczególnie, gdy wybrałam bloga, aby to zrobić. Po prostu tutaj są moje uczucia, więc chce, żeby tak zostało. Nie możesz już wiedzieć rzeczy o mnie, bo to zbyt niebezpieczne. Teraz dziękuję. 
"Diamentowe odbicie"

Płakała, a jej łzy układały się w szklane serca. Z daleka ludzie myśleli, że płacze diamentami, że srebro wypełnia jej duszę, ale obok niej nie było nikogo. Stała sama i nie mogła pogodzić się z rzeczywistością. Było ich trzech, a wybór stawał się coraz trudniejszy. Każdego darzyła nieopisanym uczuciem. Każdy był dla niej kimś ważnym, ale nie mogła tego długo ciągnąć. Musiała zdecydować bez którego nie może żyć. Każdy znaczył dla niej o wiele więcej niż normalny człowiek, ale przecież wszyscy darzyli ją tym samym uczuciem. Musiała wybierać. Musiała zranić i złamać dwa serca, które nie były jej obojętne. Jej serce nie było w całości. Było rozbite na trzy równe części. Miała wizję szczęścia z każdym z nim. Widziała jak staje się z nimi jednością i osiąga ekstazę, gdy są w pobliżu. Chciała wybrać bycie szczęśliwą, ale nie mogła tego dokonać. Patrzyła i szukała światła w pięknym morzu nienawiści po wyborze. Z każdym była oko w oko, tak żywa jak diamenty na niebie. Wyciągała dłonie do wszechświata. Patrzyła na księżyc, szukała odpowiedzi, szukała wskazówki. Szukała... siebie. Od pierwszych spojrzeń w ich oczy poczuła energię promieni słońca. Ujrzała życie w każdych oczach, które były jej diamentami. Płakała coraz mocniej, a jej łzy stawały się odczuciem pewnego bólu, który za każdym razem robił głęboką dziurę w jej ciele. Czuła się pokaleczona. Czuła, że nie podoła zadaniu i zakończy się to co ona czuje. Nie miała dużo czasu. czas nigdy dla niej się nie zatrzymywał. Pędził przed siebie, a ona chciała tylko pozbierać myśli. Zaczynała bać się siebie. Nie mogła sobie ufać, wiedziała czego chce, ale wiedziała, że to może być zła decyzja. Każdy z nich reprezentował inny świat. Każdego kochała inaczej. Miłość ma różne odmiany, a ona sobie powtarzała, że każda jest tą prawdziwą. Chciała pokazać ludziom, że tak naprawdę ona jest silna. Chociaż w głębi serca wiedziała, że nie da rady, że to ją niszczy. Nie chciała jednak się do tego przyznać. Chciała być szczęśliwa z jednym chłopakiem. Dwóch było przyjaciółmi, jeden ich nie znał. Miała plan. Sądziła, że jest genialny i że wszystko się uda, że będzie mogła być szczęśliwa. Był zwykły dzień. Jej łzy nadal były srebrne. Zaczęła je oprawiać zdjęciami. Zaczęła robić z nich dzieło sztuki. Wszyscy ludzie, wszyscy jej znajomi, nikt nie miał z nią kontaktu. Zamknęła się w sobie, bo musiała dokonać wyboru, który miał odmienić jej życie i pozbawić ją tych najbliższych. Stała i czekała. minuty zamieniały się w godziny, wszystko zaczynało mieć wytłumaczenie. Nie wiedziała jak pogodzić się z losem. Starała się uporządkować myśli. Starała się z całych sił, być tą dobrą. Uważała, że nie ma lepszego wyboru niż decyzja, którą podjęła. Stała, a jej łzy nie dawały o sobie zapomnieć. Lubiła je. Obmywały ją ze smutków, obmywały ją ze wszystkich rzeczy, o których chciała zapomnieć. Im dłużej myślała, tym rzeczy dobre stawały się tymi złymi. Nie myślała już o rzeczach ważnych, liczyło się dla niej podjęcie decyzji. Nie brała pod uwagę szczęścia, uczucia. Przestała myśleć. Usnęła. Poszła na dach wieżowca. Tam obserwowała najpiękniejszy zachód słońca, została tam aż do wschodu. Przychodziła tam codziennie i myślała. Chciała złapać każdy moment. Była gotowa umrzeć w tej chwili. Bycie z którymś z nich nie obiecywało jej wieczności. Przysięgała na tą chwilę, że będzie żyła tą chwilą. Chciała ją uchwycić, bo wiedziała, że to będzie najlepsze widowisko jakie ktokolwiek widział. Chciała się zmienić, ale nie wiedziała skąd pochodzi ta ochota. Nigdy nie myślała, że będzie musiała się zmienić. Czas leciał poza nią. To dla niego płakała, łzy widziały jego, ale ona nie mogła go rozpoznać. To wszystko ją niosło, a ona była gwiazdą prowadzoną przez Glorię. Tak długo jak będzie miała kogoś, będzie wieczna. Potem będzie gotowa na śmierć, w tej chwili. Przysięgała, a jej słowa powtarzały się w jej mowie za każdym razem, gdy z oka wypływała łza. Chciała to przeczekać, chciała wiedzieć co teraz, ale nie było odpowiedzi. Musiała ją stworzyć. Czuła śmiech na swoim ciele. jakby coś śmiało się przez szkła weneckiego lustra. Znalazła tego jedynego, ale zmienił jej życie. Zadawała sobie pytanie, czy to ona była tą, która się zmieniła.? On się zjawił, po prostu, w odpowiednim czasie. Powinna być zakochana, ale nie chciała grać. On nie był jeden. Było ich trzech. Nie miała do kogo zadzwonić. Tylko sobie pogrywała. Im więcej przysięgała sobie, że będzie szczęśliwa, tym bardziej czuła się samotna. Było ich trzech, a ona z żadnym nie mogła porozmawiać, a miała tylko ich. Może chciała się wykrzyczeć, ale robiła wszystko mechanicznie. Czuła gorączkę. Kręciła się w kółko, chciała, żeby ktoś powiedział jej, że wie, że rozumie, że robi dobrze, że wie co teraz. Nie bardzo wiedziała co o tym sądzić. Coś w sposobie w jaki się poruszał, sprawiało, że czuła się jakby nie mogła bez niego żyć. To pochłaniało ją kompletnie. Chciała, żeby został, ale nie wiedziała o kim myśli, o kim mówi. To był powód, dla którego trwała. Potrzebowała, aby pustka zniknęła. Patrzyła na wschodzące słońce, które miało zapisane na sobie wszystkie wspomnienia świata, z każdego zakątka. Z każdej ery, wieku, z każdych lat. Wiedziała, że oni są załamani, bo ona nie odzywała się już kilka dni, ale ich załamanie... przecież to ona potrzebowała ratunku. "Bo gdy nigdy nie widzisz światła, trudno określić, które z nas się zapada." Czuła na sobie wielką odpowiedzialność, ale nie wiedziała jak sobie pomóc. Starała się rozumieć, chociaż kawałek, najmniejszą cząstkę, ale zrozumieć. 
Walentynki.? Nie dziękuję. Już kocham. 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą