Tak ma być


Są ludzie, którzy tylko marzą i tacy, którzy coś robią, aby spełniać to o czym marzą.
Bo każdy z nas liczy, że druga osoba nie ma maski na sobie. Każdy człowiek liczy na to, że druga osoba jest w stosunku do nas szczera. Wierzymy, marzymy, myślimy, że ludzie nas nie oszukają. Ludzie przecież ranią, ale my mamy nadzieję, że ta osoba, której ufamy nigdy by nam tego nie zrobiła. Życie jest zupełnie inne. Nie jest takie jak w naszej głowie. Życie przecież nie jest idealne, ale możemy coś zrobić, żeby takie było. Mam nadzieję, wy też ją macie. Ja wierzę w ludzi, wy macie nadzieję. Każdy z nas coś innego robi. Może chodzi o to, żeby połączyć siły.? Tergo się nie dowiemy, bo nigdy nie połączy się wszystkich ludzi. Zawsze znajdzie się jeden odmieniec, który zaprzepaści wszystko, na co każdy pracował.
Podeszła do okna i zaczęła płakać. kiedyś na tym oknie siadała ze swoim chłopakiem. Czuła jak smutek pragnie jej dotknąć z każdej strony. Nie chciała się bronić. Pragnęła bólu, który złagodziłby cierpienie jej duszy. Poszła do łazienki. Znalazła żyletkę. Weszła do wanny. Napuściła sobie dużo wody i wlała swój ulubiony płyn do kąpieli. Zamknęła oczy i przeciągnęła ostrzem po nadgarstku. Krew zaczęła kapać na pianę. Z wody zrobiło się jezioro krwi. Wyszła i z bliznami poszła spać. Śniło jej się, że idzie ciemną uliczką, a obok niej są białe zaspy śniegu. Doszła do jakiegoś stawu i widziała jak piękny księżyc odbija się od tafli wody. Przypominała sobie, że kiedyś żyła bez bólu, bez nienawiści. Teraz tak już nie jest, została zraniona przez chłopaka, którego kochała nad życie, a on tak po prostu ją zostawił. Nie mogła nic zrobić. Koszmarne sny powracały. Czuła jak ktoś ją wpycha do wody. Topiła się. Podnosząc głowę do góry widziała światło księżyca, oświetlającego jej łzy rozpływające się pod wodą. Słyszała oddech śmierci, która z każdym krokiem przybliżała się do niej. Chciała coś zrobić. Chciała sobie pomóc. Umarła we własnym śnie. Straciła kontrole. Nie mogła kontrolować swojego życia, swoich snów, bo wszystko odeszło z odejściem jego. Obudziła się z krzykiem i ze łzami w oczach. Ciemność podchodziła bliżej niej, a ona chciała zostać. Usnęła. Kolejne noce były jeszcze gorsze. Spadła z wieżowca, a raczej została wypchnięta. Potknęła się na chodniku, a w szpitalu nie chcieli jej pomóc. Umarła tysiąc razy w swoich snach, a raczej koszmarach. W realnym świecie zaczęła się ubierać na czarno, przestała rozmawiać z przyjaciółmi, którzy stali się dla niej obcymi ludźmi. Nie patrzyła ludziom prosto w oczy. Przestała żyć. Straciła to co miała. Chłopak zabrał jej dobre wspomnienia jak dementor. Dziewczyna stała się nikim, a była kiedyś tą najważniejszą. Upadła i nie oczekiwała na ratunek. Wiedziała, że koniec jest blisko, więc pozwoliła mu, ją wyniszczać. Nicość weszła w nią od środka. Poczuła mocne ukłucie rozrywające jej dusze. Usłyszała cichy szept: "Krzyczysz, ale nikt Cię nie słyszy. Ktoś był tak ważny, a Ty czujesz się zawstydzona, bo bez niego jesteś nikim. Nikt nigdy nie zrozumie, jak bardzo to boli. Czujesz się tak beznadziejnie, jakby nie było dla Ciebie ratunku. A kiedy już jest po wszystkim, niemal pragniesz, żeby te wszystkie złe rzeczy powróciły, bo razem z nimi przyjdą też dobre." Wtedy zrozumiała to, co było dla niej niejasne. Podniosła się. Zawalczyła o coś, czego od tak dawna pragnęła. Zawalczyła o szczęście. Wyszła na ulicę. Uśmiechała się do każdego. Nie mogła zatracić się w swoim świecie, tak jak to do tej pory robiła. Wzięła głęboki oddech i poszła tam, gdzie mogła spotkać kogoś nowego. Kogoś, kogo później mogłaby nazywać szczęściem. Poznała chłopaka. Budowali wszystko od podstaw. Zakochali się i byli razem. Nie, to nie koniec. Żyli długo i szczęśliwie, ale nikt nie powiedział, że razem. To takie mylące. Dziewczyna dbała o wszystko. O każdy szczegół troszczyła się ona. On kochał ją najmocniej na świecie. Pielęgnował ją, jakby była najpiękniejszym i najdelikatniejszym kwiatkiem pod słońcem. Stała się znów żywa. Koszmary przestały ją nawiedzać, a szept, który powiedział jej najważniejsze słowa, przestał jej pomagać. Miała piękne życie. Ścigała się na motorach, robiła zdjęcia, mogła poświęcić się swojej pasji. Dzieliła zainteresowania z chłopakiem, który również przeżywał najlepsze chwile w swoim życiu, ale nadszedł czas wyborów. On dostał się na studia, ona też. Wszystko było pięknie, dwa życia w jednym. Oba idealne, ale studia w najlepszych uczelniach były w innych miastach. Zdrada wygrała. Nie wytrzymali tylu kilometrów, które ich dzieliły. On nie wytrzymał. Weszła do jego mieszkania. Miała być niespodzianką. Okazała się nietrafionym prezentem. On leżał w łóżku z dziewczyną, pośród białej pościeli. Dziewczyna znów się załamała. Nie chciała żyć. Zdrada była gorsza od końca. Zdrada oznaczała, że teraz nie zaufa nikomu. Straciła wiarę w ludzi. Nie miała przyjaciół. Nie miała z kim porozmawiać. Nie miała nikogo, kto mógłby ją zrozumieć. Pracowała na swoją przyszłość, ale jednak nie mogła bo straciła teraźniejszość. Teraz nie chciała wstawać. Nie chciała niczego. Nie chciała znać nikogo. Uświadomiła sobie, że znów dużo straci, więc starała się żyć. Tak po prostu. Ona znalazła szczęście. Musiała tylko poczekać. 
Historia ma pokazać, że u każdego w życiu są wzloty i upadki. Gdy człowiek się nie podnosi, może stracić wiele w życiu, a gdy się podniesie znów może dużo stracić, ale to od nas zależy komu, gdzie, jak, po co- zaufamy. W naszym życiu pojawiają się ludzie warci zaufania oraz tacy, którzy maja na sobie maskę kłamstw. Sztuką jest takiego człowieka rozpoznać. Sztuką jest wiedzieć z kim się zadawać, komu zaufać, komu powierzać tajemnice. Sztuką jest żyć tak, żeby nam było dobrze, nie raniąc innych. Sztuką jest być, nie tylko dla siebie, ale i dla innych ludzi. Sztuką jest dobrze żyć. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą