Ból miłości


Siedzisz. Patrzysz. Obserwujesz, co się dookoła Ciebie dzieje. Co widzisz.? Pustkę, nienawiść, zazdrość, śmierć. Odwracasz się. Nie widzisz nic, nie masz przyszłości. Nie masz nadziei. Nie widzisz tego, co jest oczywiste. Zapominasz o przeszłości, nie wiesz, co to teraźniejszość, a na przyszłość nie masz co liczyć. Zatracasz się. Idziesz drogą, która nie miała początku, drogą, która może nigdy nie mieć końca. Idziesz... Potykasz się, setki tysięcy razy upadasz. Nie masz siły wstać, opadasz. Zasypiasz. Giniesz. Śpij, wiecznie, nieprzerwanie, na zawsze.
Śpisz.? Wstawaj. Nowy dzień, nowe smutki. Nowe obietnice, których nikt nie dotrzyma. Każdy człowiek coś niszczy, coś naprawia, coś zaczyna, coś kończy. Nikt nigdy nie jest bez winy, ale co to za różnica.? W ogóle o czym mowa.? 
Zatracenie, zapomnienie. Strach, moi drodzy, strach. Widzicie go, czujecie, ale nie jesteście w stanie dotknąć. Widzicie.? Manipulacja umysłami. Śpij Julio, Romeo nie istnieje. Rose, Jack Cię uratował, zginął, odszedł. Nie ma rzeczy wiecznych, nawet miłość. Czy w takim razie ból, który pozostaje po miłości, może być wieczny.? Tak, nie. Zależy.
Cierpisz tak jak ja. Obiecałam, że to zrobię, że zrobię sobie coś. Czuję jak ciepła krew wypływa z mojej rany, jak kaleczy moje serce, jak zalewa mój umysł. Obiecałam, słowa dotrzymałam. Zrobiłam to, nie żałuję. Czuję jak to wszystko mnie pali, jak mnie zabija i kaleczy z każdym mocniejszym pociągnięciem. Czuję to, to boli. To mnie zabija, kaleczy. Chcę krzyczeć, ale wiem, że robię to tylko dla Ciebie. Tylko za Ciebie, tylko dlatego... abyś mógł żyć. Czuję spokój, błogość, jestem wolna. Odprężam się, nie boli, robię to mocniej. Poczułam. Nie czuję lęku, nie boję się. Patrzę na krew wypływającą z ręki. Tak pięknie wygląda. Błyszczy się. Widzisz.? Czuję się spełniona. Opadam, moje bezwładne ciało opada razem z moją duszą, opadamy razem. Spadamy w dół, który nie ma końca. Upadamy. Moja pokaleczona ręka obija się o białe prześcieradło. Strużki krwi robią czerwone ślady. Dostaję drgawek, jest mi zimno. Nieee.! Głód. Czuję go, jest we mnie, czekał, tylko czekał. Głód.! Chcę narkotyku, daj, daj mi go. Błagam. Daj. Przynieś. Umieram. Zaczynam płakać krwią, moje oczy robią się czerwono-szkliste. Łzy spływają po policzkach, odbijają się i kapią na moją pokaleczoną rękę. To boli. We łzach jest sól, sól zmieszana z wodą i krwią, daje mój napój. Będę nieśmiertelna, widzę jasność, piękny świat, otaczający mnie z każdej strony, a w nim Ty. Kocham Cię. Jesteśmy razem. Wtedy obraz znika, widzę znów ciemny pokój i białe zakrwawione prześcieradło na wielkim łóżku. Spaliśmy tutaj, na nim, razem, pamiętasz.? Czuję krew, jej zapach, jej smak. Czuję. Czuję też strach, więc robię kolejne naznaczone rany na ręku. Nie czuję znów, nic. Nic, a nic, żadnego bólu, strachu. Spełnienie. Kocham, kocham, kocham, pragnę narkotyku. Z ust wylewa mi się ślina, dławię się. Leżę i nie mogę złapać oddechu. Duszę się. Łapę kawałek prześcieradła, zaciskam rękę w pięść, przecinam coraz głębiej. Czuję Ciebie, czułeś to samo. Krzyczę, drę się. Cierpię, kochanie... Nie słyszysz.? Nie widzisz.? Cierpię, bo Cię kocham, bo obiecałam. Wszystko mnie boli, nic nie rozumiem. Zapalam świeczkę. Z szuflady wyciągam strzykawkę. Tęskniłam. Pamiętasz mnie jeszcze.? Biorę igłę, nie zwracam uwagi na otaczający mnie świat, to mnie dusi, bo Cię potrzebuję. Nie ma Cię tu, ale jeśli jedynym wyjściem jest moje samookaleczanie, ćpanie, a nawet śmierć- to, to zrobię, chcę mieć Cię przy sobie. Nie słyszysz.? Moje wołanie, walenie. Nie czujesz tych drgań podłogi od piorunów.? Nie słyszysz ich.? Wytęż zmysły, a zobaczysz jak umieram dla Ciebie. Czuję się taka mała w tym przeogromnym świecie, na początku galaktyki, tak daleko. Czuję, że Cię nie ma. Wbijam głęboko ciepłą igłę, wbijam i wpuszczam magiczny ciepły płyn. Nie czuję nic. Jestem spełniona, nie potrzebuję Cię dupku. Zraniłeś mnie, zostawiłeś. Teraz patrz jak płonę. Patrz jak ginę, dla Ciebie. Za naszą miłość, bo obiecałam, że jak coś sobie zrobisz, to ja zrobię to samo. Nie wierzyłeś mi, teraz patrz. Patrz na to prześcieradło, całe w mojej krwi. Patrz na tą strzykawkę, jeszcze nie wyjętą z mojego ciała, z mojej żyły, z mojego serca, w którym miałeś mieszkać Ty. Patrz i cierp, bo robię to dla nas, dla Ciebie, bo Ty to zrobiłeś. Nie bałeś się, ja też nie, bo Cię kocham. Ja myślę o Tobie, Ty o mnie nie, dlatego, patrz, patrz jak ginę, jak cierpię. Jak mogłeś, dupku, mnie tak zniszczyć.? Patrz i żałuj, że mnie poznałeś, że jestem tą odważną. Idę, potykam się, przewracam, biorę bandaż. Obwiązuję rękę, z której sączy się wolnym strumyczkiem krew. Ona nigdy nie zaschnie, ona będzie wieczna. Ona jest moją miłością, do Ciebie. Ona jest... jest mną. Doceń, że wylałam tyle siebie, dlatego bo Ty się pociąłeś. Teraz każdy zobaczy opatrunek. Nie zdejmę go. Rany są za głębokie, rany są jak wulkan, który może wybuchnąć. Wycieram krwiste łzy, ocieram zmęczone usta. Czuję się spełniona, zrobiłam to dla Ciebie. Kocham Cię. Kocham, kocham, kocham ten stan. Tą błogość, to zatracenie i obojętność. Kocham żyć z Tobą. Nawet jeśli już nie istniejesz.
Obudziłam się. Pamiętam. Jestem... boli mnie wszystko. Odwiązuję pokaleczoną dłoń. Mdleję. Podpalam się świeczką. Ginę. Budzę się, pieprzony sen. Rzeczywistość. Głębokie rany to dowód mojego bólu miłości. 



Komentarze

  1. Żebyś wiedziała, że masz rację. Miłość to jeden wielki ból. Mniejszy lub większy, zależy od sytuacji. Jesteśmy wobec niej bezradni. Całkowicie bezradni. I to jest chyba najgorsze. Nic dodać nic ująć.

    http://evenstandup.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą