Zabójstwo miłości


Aby odkryć, jakie zmiany zaszły w Tobie, najlepiej wróć do miejsca, które jest takie jak kiedyś.

Usłyszała strzały za swoimi plecami, wiedziała. Dostała i została zamieszana w zabójstwo. Błądziła. Znalazła się na lotnisku. Musiała wyjechać. Miała wielu znajomych, którzy nie przestrzegali prawa. Podeszła do kasy z fałszywym paszportem.
- Dzień dobry. Poproszę bilet, hm, może być do Paryża.- powiedziała po zastanowieniu.
- Poproszę paszport i pani dokumenty. Która klasa.?- zapytała sprzedawczyni.
- Pierwsza, no chyba, że jest możliwość wynajęcia prywatnego odrzutowca.- odpowiedziała śmiejąc się i podając paszport z lekkim przerażeniem w oczach.
- Proszę, klasa pierwsza- spojrzała na paszport- dla pani Destiny Charms.
Jak najszybciej odeszła i udała się w stronę samolotu. Była zadowolona. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Była wysoką brunetką o pięknych oczach i zabójczym uśmiechu. Była ubrana w granatową sukienkę z piękną czerwoną szminką na ustach. Wyglądała pięknie z czerwonymi szpilkami na nogach. Wszyscy mężczyźni nie mogli przejść obok niej obojętnie. Musieli spojrzeć, chociaż raz i chociaż na chwilę. W samolocie usnęła na kilka godzin, obudziła się przy pięknym blondynie, który miał piękną głębie niebieskich oczu i uśmiechał się do niej. Wtedy zrozumiała dlaczego jest tak blisko. Głowę miała opartą na jego barku.
- Stokrotnie przepraszam, jak śpię to nie panuję nad tym gdzie i na kim.- zaczęła się śmiać, bo zrozumiała, co właśnie powiedziała.
- Piękna kobieta jak pani nie powinna przepraszać, za taką przyjemność, przynajmniej dla mnie, ale muszę stwierdzić, że jestem wygodny, gdyż spała pani aż 4 godziny.- odpowiedział zalewając ją spojrzeniem przeplatanym z pięknym uśmiechem.
- Skąd pewność, że nie byłam po prostu zmęczona.?- uśmiechnęła się- Nazywam się Fen...- zawahała się- Destiny Charms.- wiedziała, że nie może zdradzić prawdziwego imienia i nazwiska, nikomu nie mogła ufać.
- Miło mi. Jestem Luke Brown.
Rozmawiali przez całą podróż. Świetnie się dogadywali. Mięli wiele wspólnych tematów i zainteresowań. Niestety podróż dobiegała końca. Destiny wiedziała, że koniec nastąpi już za kilka minut.
- Masz już jakieś mieszkanie w Paryżu.?- zapytał Luke.
- Nie, nawet się nie rozglądałam, ale zatrzymam się na razie w hotelu.
- Nie musisz, mam mieszkanie, a raczej duży dom. Będziesz miała swój pokój i łazienkę, na czas, kiedy znajdziesz sobie coś lepszego.
- Nie chciałabym się narzucać. Nie znasz mnie dobrze i proponujesz, żebym u Ciebie zamieszkała.?- zapytała zdziwiona.
- Podobasz mi się, więc nie będę tego ukrywał. No to jak, masz jeszcze kilka minut na zastanowienie.- powiedział triumfującym głosem- Mam widok na wieżę Eiffela.
- I to ma zrobić na mnie wrażenie.?- zapytała z wściekłością.
- Powinno. Jak będziesz w moim mieszkaniu będę miał o wiele lepsze widoki. Po za tym nie wyglądasz na osobę znającą Paryż i okolice.
- Za szybko mnie oceniasz, ale dobrze. Najwyżej będziesz żałować. Zgadzam się.- szybko odpowiedziała.
Wysiedli z samolotu. Luke zaprowadził ją na parking. Wsiedli do czerwonego Ferrari Enzo i odjechali z lotniska. Destiny nigdy nie była w Paryżu. Uciekła właśnie do tego miasta, bo sądziła, że tutaj nic jej nie grozi, że tutaj będzie bezpieczna i spotka miłość swojego życia, w mieście miłości. Miała taką nadzieję. Znała francuski, angielski, włoski, hiszpański. Była po studiach, pracowała dla wielu wielkich korporacji. Znała się na wszystkim. Określała siebie jako kobieta idealna, ale w obcym mieście czuła się zagubiona, czuła się nieswojo i źle. Musiała poznać ludzi, miejsca. Nie wiedziała dokąd zmierza, co ją czeka i jak potoczy się jej dalsze życie. Miała wiele planów, nadziei. Chciała zacząć wszystko od nowa. Chciała rozpocząć nowe życie, zapominając o przeszłości, która nie była dla niej łatwa. Wiedziała, że wszystko może wrócić, ale myślała o tym, że wszystko może odwrócić. Siedziała właśnie w sportowym samochodzie i mężczyzną, który był przystojny. Był też mądry, bogaty, wykształcony. Nie znała go dobrze, ale wiedziała, że go pozna. Wydawał się taki piękny w światłach miasta miłości. Widziała fontanny odbijające się w jego oczach. Widziała ten blask. Zaczęła coś czuć, miała do tego prawo, była dorosła i wolna. Podjechali pod wielki dom, przed którym była fontanna. Ogród był utrzymany we francuskim stylu. Wszystko było symetryczne, ładnie poprzycinane, wręcz idealne. Spojrzała na piękny dom. Miał duże okna z lazurowymi firankami. Mieścił się na wyspie, dojazd do niego był przez wielki most, tylko on łączył go ze światem.
- To Twój dom.? Ty tu mieszkasz.? To kim Ty jesteś.?- zapytała nie ukrywając zdziwienia.
- Tak mój dom, moja droga, mieszkam tutaj, bo to mój dom. Jestem Luke Brown, ale to już wiesz. Jestem posiadaczem kilku firm, banków, hoteli i poznałem miłość mojego życia. Wchodź do domu, bo zaczyna robić się ciemno.- odparł z drwiną.
- Nie boję się ciemności, za to zaczynam bać się Ciebie.- zaczęła się głośno śmiać, ale zrozumiała, że nie powiedziała kłamstwa. Powiedziała prawdę. Znała człowieka bogatego, z dostępem do całego świata, był tajemniczy, zaczynała go lubić, chociaż wydawało jej się, że chcę ją przelecieć, jak pewnie wiele innych kobiet, na swojej drodze.
- Ile masz lat Destiny.?- przerwał panującą ciszę.
- 20, a Ty Luke.?
- 21. Nie pytaj jak dorobiłem się tego wszystkiego. Doszedłem do tego sam, bez pomocy rodziców. Nie zawszę pracuję zgodnie z prawem. Robię tak, żeby to mi było dobrze i najlepiej, chyba, że kogoś kocham. Wtedy nie liczę się ja. Dobrze traktuję moich pracowników i dobrze wynagradzam ich za ciężką pracę. Oni są dla mnie tak samo ważni jak ja sam. Pracują dla mnie, więc zasługują na szacunek. Jak się postarasz, będziesz mogła u mnie pracować, oczywiście po okazaniu kilku dokumentów.
- To Twój stały tekst na podryw.?- poznawała człowieka, który wydawał jej się zakochany w sobie.
- Nie miałem dziewczyny, nigdy, byłem za bardzo zajęty biznesem i swoimi sprawami. Jesteś pierwszą, do której ja pierwszy zagadałem. Chyba tak to się nazywa.
- Nie wiedziałam, źle Cię oceniłam.
- Sama mówiłaś, że to ja za szybko oceniam. Wejdźmy do środka.
Weszli. Ona od razu zobaczyła piękne obrazy, bogato zdobione meble, drogie dywany. Wydawało jej się, że jest w pałacu. Spojrzała w górę i zobaczyła wielki kryształowo-diamentowy żyrandol. Na schody można było wejść z prawej i lewej strony, a na środku były wielkie drzwi. Podbiegła do nich, otworzyła je. Zobaczyła piękną wieże Eiffela. Obok niej spostrzegła miliony błyszczących diamentów na niebie. Uznała tą chwilę za najlepszą w swoim życiu. Wszystkie smutki rozpłynęły się w powietrzu. Cały ból odszedł. Poczuła letni, przyjemny wietrzyk na szyi. Wtedy zapomniała o wszystkim. Nie było przeszłości i przyszłości. Liczyło się tu i teraz. Zapadła cisza, nie było słychać gwaru miasta, muzyki grającej w mieszkaniu.
- Chodźmy na górę moja droga, pokażę Ci Twój pokój.- mówiąc to dotknął jej ramienia.
Była zła, chciała, przecież, żeby ta chwila trwała wiecznie. Poszła posłusznie na górę. Wielkie białe drzwi otworzył jakiś pan, penie służący, których tutaj było sporo. Z pokoju miała widok na wieżę Eiffela z czego bardzo się ucieszyła, zobaczyła wielkie łóżko na przeciwko okna. Posłane było białą miękką pościelą z czerwonymi małymi poduszkami, ułożonymi ładnie na białych dużych. Wydawało jej się, że wszystko jest zrobione z najdroższych materiałów. Łóżko było ogromne. Na bocznych ścianach były lustra, które powiększały pokój. Luke podszedł do jednej ze ścian i pociągnął za coś. Otworzyły się ukryte drzwi skrywające piękną i wystrojoną garderobę z tysiącami par butów, ubrań, sukienek, spódniczek, sukni, spodni, spodenek. Raj dla każdej kobiety. Podszedł do drugiej ze ścian i zrobił to samo. Jej oczom ukazała się piękna łazienka, z basenem, wanną, sauną i półką z milionami kosmetyków i perfum najwyższej klasy. Nie mogła i nie była w stanie nic powiedzieć, wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
- Jak będziesz czegoś potrzebowała to jestem na dole lub w pokoju obok. Do dyspozycji masz sprzątaczkę i służącego. Jak tylko poprosisz to przedstawią się, pamiętaj to też ludzie, więc nie zawsze są, mogą się spóźnić lub o czymś zapomnieć, ale nie robią tego celowo. Wyśpij się, jutro oprowadzę Cię po wszystkim, co warte jest uwagi w Paryżu. Śpij dobrze.
- Dziękuję Ci, Luke. Dobranoc.
Po odprężającej kąpieli położyła się do łóżka. Była zmęczona, ale patrzyła przed siebie, widziała świat, który stoi dla niej otworem, widziała całe piękno tego świata. Czuła, że jest w dobrym miejscu, o dobrej porze z dobrym człowiekiem. Myślała o nim. Luke był przystojny i dojrzały. Nie był doświadczony. Nie przestrzegał zawsze prawa. Myślała o nim naprawdę w samych superlatywach. Sądziła, że warto brnąć w to dalej. Nie miała nic do stracenia, chciała zacząć wszystko od nowa. Od początku. Z pozytywnymi myślami usnęła. Obudziła się przywitana przez słońce, przebijające się przez konstrukcję wieży. Wstała i poszła do garderoby. Nie chciała ubierać rzeczy ze swojej walizki. Tutaj były rzeczy o wiele piękniejsze. Założyła czarne szpilki, czerwoną obcisłą i krótką sukienkę i do tego piękny diamentowo-czarny naszyjnik. Zeszła na dół i poszła do jadalni. Przywitał ją kucharz i podał śniadanie. Wszystko w tym miejscu wydawało jej się idealne. Po skończonym posiłku, wzięła ze sobą torebkę połyskującą na czarno i poszła zwiedzać piękne miasto. Nie widziała samochodów Luka, które wczoraj widać było w otwartym garażu. Fontanna nadal pięknie się prezentowała na tle symetrycznego ogrodu. Przeszła przez most i udała się w stronę wieży Eiffela. Była na samej górze, a wiatr delikatnie unosił jej czarne włosy. Czuła się obserwowana, ale wiedziała, że nikt nie wie, że jest w Paryżu. Tylko Luke, ale on nie wiedział, kim ona tak naprawdę jest. A kim była.? Zabójczynią, morderczynią, tajnym agentem, płatnym zabójcą postrzelonym w ostatniej nieudanej operacji. Nie miała śladu, kula musnęła przed jej wargami i zraniła tylko jej rękę. Blizna szybko zniknęła po wielu kuracjach, które nie były za darmo. Nie wiedziała co o sobie myśleć. Pracowała dla FBI, dla CIA, ale też dla ludzi zwykłych, płacili jej za zabijanie. Płacili jej za to wszystko. I to bardzo dużo. Dostawała po kilka, kilkanaście milionów za jedno zlecenie. Stała na pełnej wysokości, czuła się jak pani świata. Coś, a raczej ktoś przykuł jej uwagę. Zakapturzona, czarna postać. Ten ktoś patrzył na nią. Trzymał w ręku aparat. To był szpieg, znaleźli ją i pragnęli od niej zabrać ważne dokumenty, dowiedzieć się tego, co wiedziała ona. Zamordowała z zimną krwią prezydenta, gangstera, ze wszystkimi dawała sobie radę i tylko FBI wiedziało kim ona jest, ale nie mogli kazać policji jej złapać, ani aresztować. Jej dane były chronione. Była cały czas agentem FBI. Nawet ze zmienionymi danymi. Wbiegła do windy. Zjechała na dół, później pobiegła na schody, znów do windy. Uciekała jak najdalej od tego pięknego miejsca. Umiała biegać w szpilkach, nawet tych najwyższych, była specjalnie szkolona. Usłyszała strzały. Przypomniała jej się sytuacja sprzed przyjazdu do Paryża. Gdy cierpiała, gdy bolało ją całe ciało. Zobaczyła policję. Podbiegła do nich i pokazała dokumenty.
- Pani to agent FBI.?- zapytał jeden z policjantów.
- Nie da się podrobić tych dokumentów, chyba dobrze pan o tym wie. Tak jestem agentem i to rozkaz, macie aresztować tamtego człowieka. Próbował zabić starszą panią, która wyglądała na bogatą. Ma broń, nielegalnie. Nie jest agentem.- kłamanie coraz bardziej wchodziło jej w krew.
Patrzyła z oddali na człowieka wsiadającego do wozu. Nie wierzyła, że tak prosto jej się to udało. Na koniec, chłopak rzucił w jej stronę aparatem i odjechali. Poczekała chwilę i podniosła stłuczony aparat. Wyjęła kartę. Pobiegła do domu Luke'a, którego nie zastała w domu. Odpaliła laptopa i spojrzała na zdjęcia. Całe jej życie na każdej z fotografii. Każde zabójstwo, każda scena, którą chciała zapamiętać. Uznała, że kilka fotografii oprawi w ramkę, były cudowne. To jak stoi na tarasie i patrzy na wieżę Eiffela, jak jest na niej, jak w samolocie śpi na ramieniu Luke'a. Jak siedzi w Ferrari. Wszystkie były takie wyraźne, takie prawdziwe. Na samym końcu jej zdjęć był film. Założyła słuchawki, podłączyła je do laptopa i zaczęła oglądać. Zobaczyła te same oczy, które rzuciły jej aparat, zobaczyła te same oczy, które widziała w snach, marzeniach. Zobaczyła jego...
- Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi. Złapali mnie, dzięki Tobie. Dostanę rok może dwa, chyba, że będziesz mnie bronić w sądzie. Ja wtedy pomogę Ci zdobyć to, czego pragniesz. Znam Cię bardzo dobrze, wiem o Tobie wszystko. Kogo, gdzie i jak zabiłaś z dokładnością co do sekund, numerów i przyrządów. Ja wiem wszystko i jestem w stanie Ci pomóc. Mają na mnie dużo, więc będzie rozprawa sądowa, jak się zdecydujesz to odwiedź mnie za kratkami w jak najkrótszym czasie i tam wszystko omówimy. Co masz na pewno zrobić.? Oto plan, który nie może był omówiony w więzieniu. Zaczynam, słuchaj dokładnie bo film odtwarza się tylko raz w życiu, potem ulega autodestrukcji, usunięciu bez przywrócenia w żaden sposób. Po pierwsze rozkochaj w sobie Luke'a, co nie będzie trudne, bo jesteś piękna, idealna, a poza tym już i tak się zakochał. Sądząc po moich obserwacjach. Później, zdobądź dokumenty o nim, dosłownie wszystko przelewy, rozmowy, co nie będzie trudne bo jesteś jedną z najlepszych. Następnie spraw, żeby jego interesy zaczęły upadać. On nie jest na to przygotowany, więc Ty przejmiesz jego sprawy, jeśli się oczywiście postarasz, żeby zabić zastępce dyrektora. Luke będzie załamany. Nie będzie wiedział, co robić, a Ty mu pomożesz i go wesprzesz. Staniesz na szczeblu najważniejszych. Będziesz wiedziała wszystko i znała jego hasła. Włamiesz się do jego komputera. Zaczniesz zatruwać mu życie groźbami. Wtedy będzie czekał na śmierć, a Ty będziesz przy nim. Będzie Ci wdzięczny i gdy groźby wskażą mu dokładny dzień. napisze testament. Da wszystko Tobie, nie ma nikogo innego. Nie ważne, że zna Cię kilka dni, a raczej dwa, z czego dzisiaj się nie widzieliście. Nie pytaj, czemu to jest nagrywane dzisiaj, wczoraj, czy na bieżąco. Tego się nie da wytłumaczyć. Jesteś u niego w domu, ufa Ci, nie podejrzewa Cię o nic, jego wybór i błąd życia. Napisze testament i go zabijesz. Jesteś do tego stworzona. Później pogrzeb, takie tam rzeczy, wypowiesz się jaki był przed mediami, chociaż nie. To za bardzo ryzykowne. Nie będziesz się ujawniała. Dopiero jako dyrektor jego imperium ujawnisz swoją tożsamość. Ludzie nie wiedzą i tak kim jesteś, a FBI nie będzie mogło Ciebie tknąć, bo będziesz przecież nadal pracowała dla nich. Co ja z tego będę miał.? Satysfakcję tego, czego dokonałem. Cały plan zajmie dokładnie miesiąc, chyba, że natkniemy się na jakieś przeszkody. Wtedy dwa miesiące góra. Nie ma opcji, żeby to się nie udało. Jak się uda, nie będziesz musiała uciekać, będziesz bogata do końca, nawet jak to rozpieprzysz. Będziesz wolna i bezpieczna. Przemyśl to.
Zamknęła laptopa i położyła się na łóżku. Zaczęła myśleć... Zabić Luke'a, żeby mieć spokój, zabijała tyle razy. Nie było jej nikogo szkoda, nie znała litości. Zawsze starała się być sobą. Nie obchodził ją nikt. Nie myślała, że musi zabić też zastępce dyrektora. Myślała o zabójstwie Luke'a. Pojawił się tak nagle, aż niemożliwe. Zastanawiała się nad tym, czy jej życie ma sens, czy jest tylko grą, która jest kontrolowana przez FBI oraz osoby ją śledzące. Znała oczy tego chłopka, na filmie dla niej miał kominiarkę, w radiowozie kaptur. Nie widziała jego twarzy, pamiętała tylko jego oczy, ale nie rozpoznałaby ich w tłumie. Nigdy nie widziała ich dostatecznie blisko, ale kochała te oczy. były szczere, jedyne szczere w fałszywym świecie. Oczy Luke'a też były szczere, a teraz miała go zabić. No nie teraz, ale za krótki czas. Wszystko było takie proste, jak najprostsza czynność w życiu. Pytanie tylko czy ona tego chciała. Zobaczyła otwierające się drzwi. Krzyknęła, a do pokoju wszedł nie kto inny jak Luke.
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć.- zadrwił, ale przeprosił szczerze.
- Nie spodziewałam się Ciebie to dlatego, nigdy mi się to nie zdarzyło. Nie piszczę ot tak. Zamyśliłam się to dlatego.
- Następnym razem zapukam.- w tym momencie spojrzał na jej ciało.
Zrozumiała dlaczego. Nie miała sukienki, siedziała w samej bieliźnie. Przez to wszystko nie pamiętała nawet, kiedy ją zdjęła.
- A o czym tak myślałaś.?- o
dchrząknął.- O magii tego miejsca, o Tobie, o całym świecie, który mnie otacza.- chciała powiedzieć mu o wszystkim, o swoim trudnym życiu, ale wiedziała, że nie może to była tajemnica, a ona składała przysięgę, że nigdy jej nie złamie i zawsze będzie wierna sobie samej.- Podejdź tu do mnie.- powiedziała.
Podszedł. Złapała go za brzuch i poczuła silne mięśnie. Spojrzała mu w oczy, znała je i kochała. Wstała z łóżka. Ich wargi się zetknęły, a świat w tym momencie przestał istnieć. Plan został wprowadzony w życie. Ona dobrze wiedziała, że w tym momencie, gdy świat przestał istnieć, nie ma odwrotu, gdy zaczyna się plan, nie można go w połowie skończyć. Całowali się kilka minut. On zaczął całować ją po szyi, a ona ze łzami w oczach patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Widziała mordercę w damskich ubraniach. Widziała swoją zapłakaną i zakochaną twarz. Widziała jego, stojącego tyłem. Widziała miliardy takich odbić, lustra były na przeciwko siebie. Zaczynała go kochać. Był idealny, jak na te dwa dni. Wziął ją na ręce i delikatnie położył na łóżku. Pocałowali się bardzo namiętnie i odszedł. Zamknął za sobą drzwi i zostawił ją płaczącą. Wiedziała, że teraz wszystko się zaczęło, że jego śmierć będzie dla niej tylko i wyłącznie upojeniem. Pierwszy raz poczuła strach, przed tym co będzie. Już teraz wiedziała, że to nie jakaś tam normalna znajomość, ale miłość. Mogłaby z nim spędzić resztę życia, ale musiała go zabić. Zrobiło jej się potwornie zimno, słońce padające na jej ciało przestało ją ogrzewać, a ona czuła strach przeszywający ją od góry do dołu. Wrócił Luke. Miał w ręku bukiet czerwonych róż. Wręczył jej i usiadł obok. Patrzyli razem na piękny zachód słońca. Co jakiś czas dotykali się wargami. Nastała noc, która nie była ciemna. Była rozświetlona miliardami małych światełek Paryża. Zasnęli w objęciach. Od rana, miała podane śniadanie do łóżka, a następnie uszykowany strój na dzisiaj. Była to biała bluzka na ramiączkach z czerwoną spódniczką z czarnym paskiem. Do tego piękne białe szpilki i czarno-czerwona pomadka, która na początku wydała jej się śmieszna, ale jednak po umalowaniu uznała ją za swoją ulubioną. Zobaczyła przez okno Luke'a, który czekał na nią przy fontannie. Wsiedli do białego Lamborghini Murcielago, tak pasował jej do ubrania, ale to Luke wybierał samochód i strój. Nie tylko kobiety mają takie obsesje, a on chciał jej zaimponować. Udało mu się, bezbłędnie. W danym dniu zwiedzili cały Paryż, a następnie pojechali do jego głównej siedziby w centrum Paryża. Destiny zobaczyła piękny, wysoki, szklany budynek, który już za niedługo miał być jej. Na myśl o tym przełknęła ślinę. Wjechali windą na górę. Weszli do jego gabinetu.
- Poczekasz tutaj.? Za godzinkę, dwie powinienem wrócić. Mam ważne spotkanie.- poprosił, przepraszającym głosem Luke.
- Tak oczywiście, tylko czy włączysz mi komputer i dasz jakieś hasła, żebym mogła coś porobić.?- zapytała.
- Tak, oczywiście. Tutaj masz klucze od szuflad, w jednej są wszystkie hasła. W czarno-czerwonej teczce. Nie przegapisz. Poszukaj sobie, bo ja muszę lecieć. Do zobaczenia.- poprawił krawat i wyszedł.
Pomyślała o tym, jak on jej ufa, że zrobił coś takiego, nie mogła w to uwierzyć. Plan przeszedł już na 6 poziom, omijając pozostałe. Zastanawiała się, czy mogła to pomieszać, ale teraz wszystko miało pójść sprawniej. Zdobyła hasła i dokumenty o nim. Zgrała wszystko na dyski. Wszystko się udawało. Zaliczyła już 1, 2, 6. Poziom planu. Poziomów było aż 9.
1. Rozkochać w sobie
2. Dokumenty o nim
3. Upadek imperium powolny, niedokładny
4. Zabić zastępce dyrektora
5. Pomóc w tych trudnych chwilach Luke'owi
6. Komputer
7. Groźby
8. Testament napisany przez Luke'a
9. Zabić go
Zaczynało jej się to podobać, prosta sprawa. Uznała, że może wrócić do 3 i iść zgodnie z planem. Weszła na giełdę i wydała połowę pieniędzy firmy, na zainwestowanie w firmy, które nie miały przyszłości. W ten sposób, mając hasła zaliczyła poziom 3. Wyszła z pokoju dyrektora i poszła do zastępcy. Weszła bez pukania. Mężczyzna był zaskoczony i oczarowany jej pięknem. Nic nie powiedział, a ona okrakiem usiadła mu na kolanach i zaczęła go całować. Zjeżdżała coraz niżej. Całowała mu szyję. Zdjęła krawat i go odwiązała. Wstała i wzięła krawat na całą długość. Ona patrzył na nią z podnieceniem. Przyłożyła mu go do szyi, obróciła na krześle, był tyłem do niej, a krawat zaciskał mu się na szyi. Ścisnęła go mocno i przytrzymała za brodę. Zaczął się wyrywać. Chciał się wyswobodzić i oderwać jej ręce od jej ciała. W pewnym momencie przestał się szarpać, a ona wyszła jak gdyby nigdy nic. Poszła do ochroniarza, który powinien mieć nagrania z monitoringu rozmieszczonego w całej firmie. Miał przerwę na kolację, więc weszła do pomieszczenia, usunęła nagrania z systemu obchodząc wszystkie zabezpieczenia systemowe, była przecież szkolona. W tym momencie wszedł ochroniarz. Zaczął krzyczeć i robić dziwne ruchy. Podeszła do niego bez żadnych przeszkód i go pocałowała, tak... bardzo namiętnie. Wyjęła z jego spodni pistolet i strzeliła mu prosto w tętnicę. Nie dało się go uratować. Zabrała pistolet i szybko uciekła do gabinetu dyrektora. Otworzyła okno i wyrzuciła na sąsiedni dach pistolet. Wiedziała, że tam będzie bezpieczny, a nawet jak go zobaczą to nie będzie im się chciało tam wchodzi, bo był to tylko ochroniarz, a nawet jeśli to była chroniona przez FBI, które pragnęło ją złapać, ale nie mogli. Strasznie zagmatwane życie, tak młodej, ale doświadczonej dziewczyny. Poziomy plany nr 1, 2, 3, 4 i 6 były zakończone. Pierwszego dnia. W jednym dniu załatwiła praktycznie połowę. A dzisiaj miała też dokonać nr 5. Cieszyła się, w tej chwili wszedł Luke. Był załamany, zapłakany, cały blady.
- Dwa zabójstwa, 15 minut. Moja firma, straciła zastępce, ochroniarza i połowę pieniędzy, które były najważniejsze, bo dla pracowników.- wypłakał.
- Co.? Przecież to niemożliwe, nic złego się nie działo. Słyszałabym coś.- powiedziała.
- Dobrze, że tutaj siedziała i nic ci nie jest. Jedziemy do domu. Policja już jest. Nie chcą o nic pytać. Mają innych ludzi niż załamanego dyrektora.
Wsiedli do samochodu i odjechali. Wszystko szło zgodnie z planem. Wszystko było banalne, a nr 5 wchodził pięknie w życie. Leżeli na łóżku. Dotykała jego włosów. Miziała go i dotykała, była bardzo blisko. Starała się nie pokazywać uczuć, nie chciała, nie potrafiła. Widziała jak on cierpi, więc delikatnie go pocałowała. On odwzajemnił jej pocałunek. Zrobili to. Najpiękniejszy obraz. Wtuleni w siebie, pośród biało- czerwonej pościeli. Nadzy, na tle wieży Eiffela. Kochała go.
Następnego dnia poszła do więzienia. Wypytała wszystkich, o niego, ale nikt go nie widział. Czyli uciekł. Policja nie miała zanotowane, że gościła kogoś takiego. W tym dniu mięli tylko patrol i nic więcej. Nie wydarzyło się nic ważnego, a tym bardziej żadne strzały. Nie potrafiła tego zrozumieć, było to niemożliwe, nielogiczne. Nie czuła się śledzona, jego nie było... Miał być. Robiła to dla siebie, ale to był jego plan. Genialny plan, to trzeba było przyznać. Luke zakochał się w niej. Kochał się z nią. Pierwszy raz się całowali. Jej to wystarczało jako dowód miłości. Nie podejrzewał ją o nic i to było najlepsze. Najcudowniejsze. Zaczęła ze swojego laptopa, za pośrednictwem FBI, wysyłać groźby, które automatycznie podziałały. Wysyłała je codziennie. Dzień w dzień, nowe, straszniejsze. Gorsze, a on coraz bardziej się bał, wypalał się w tym świecie. Kochali się codziennie. Spędzali ze sobą wiele godzin, praktycznie byli cały czas razem. Rozstawali się tylko na kilka chwil. Minął równo miesiąc od rozpoczęcia planu. Nadszedł czas na sprawienie, aby ostatnia groźba zmusiła go do napisania testamentu. Widziała jak go pisze. Zaglądała go jego pokoju w domu przez dziurkę od klucza. Czuła się strasznie. Wiedziała, że musi go zabić. Nie mogła tego zrobić, to było wbrew niej. Kochała go. Pierwszy raz się zakochała. Czuła to całą sobą. Niestety miała zabić tego człowieka, z którym chciała być na zawsze, na wieli, cały czas. Wszystko wydawało się coraz trudniejsze. Wszędzie widziała twarze ludzi, których zabiła.
Następnego dnia poszła na wieżę Eiffela. Stanęła tam gdzie poczuła wzrok tego chłopaka, ale ku jej zaskoczeniu znów to poczuła. Zobaczyła go w tym samym miejscu. Patrzyła na niego i zdecydowała się podejść. Założył okulary. Cały czas miał kominiarkę. W dłoni trzymał pistolet, na wszelki wypadek celując jej w nogę.
- Teraz muszę go tylko zabić, prawda.?- znała odpowiedz, ale miała nadzieję, że uda jej się ominąć ten poziom planu.
On pokiwał tylko twierdząco głową. Nie sądziła, że to nastąpi, ale jednak.
- Czemu ja.? Czemu Ty.?- znów zapytała.
Wzruszył ramionami i wyjął spod bluzki nóż.
- Tym mam go zabić.? Przecież to jest tępe.!- krzyknęła po cichu.
Wtedy poczuła silne uderzenie i przecięcie ręki, tym "tępym" nożem. Zaczęła patrzeć jak krew zalewa wieżę Eiffela i kapie na sam dół. Słońce zaczęło piec ją w ranę, a ona traciła przytomność, ale nie takie rzeczy już przeżyła. Wzięła od niego nóż i schowała go do torebki.
- Mogłeś powiedzieć, że nie jest tępy, zrozumiałabym bez udowadniania.- sądziła, że usłyszy jego głos, który w nagraniu był bardzo zniekształcony, ale pomysliła się.
Odszedł. Widziała w oddali jak zdejmuje okulary. Widziała też jak znika w tłumie. Potem usłyszała czyjś krzyk i wszystko umilkło.
Wróciła do domu. Zobaczyła Luke'a grającego na pianinie. Łzy spływały jej z policzków i opadały na podłogę. Zapomniała o ręce całej we krwi. Luke spojrzał na nią i zaprowadził do łazienki. O nic nie pytał. Rozebrał ją. Wziął na ręce i włożył do wanny. Napuścił jej dużo wody, wrzucił płatki róż i innych kwiatów. Wlał pięknie pachnące olejki i utworzył cudowną atmosferę zapalając świeczki, zrobił jej dużą pianę. Pocałował i wyszedł. Zatopiła się w wodzie. Czuła, że tonie, ale potrafiła na bardzo długo wstrzymywać powietrze. Była przecież tego uczona. Destiny obudziła się w łóżku, obok niej leżał Luke. Patrzył na nią pięknymi niebieskimi oczami.
- Coś Ty, mała, chciała zrobić.?- pocałował ją w policzek.
- Usnęłam. Miałam ciężki dzień.- wybacz jeśli się przestraszyłeś.
- Nic się nie stało, ale nie rób tak więcej. Nie chcę Cię stracić.- pocałował ją namiętnie.
Gdy Luke usnął, ona wstała i wyjęła nóż z torby. Chciała to zrobić tak jak zawsze. Zabijała podczas upojenia z mężczyzną. Tak też postanowiła. Nóż położyła na końcu łóżka i zaczęła budzić Luke'a. Zaczęli się całować i rozbierać. Zaczęli się kochać. Destiny wiedziała, co musi zrobić. Sięgnęła ręką do tyłu. Złapała mocno nóż. Uniosła go nad głową. Wtedy świat zawirował. Znała Luke'a ponad miesiąc. Zakochała się w nim już pierwszego dnia, później dowiedziała się, że ma go zabić, więc odsunęła na drugi bok uczucia i kierowała się zawodem. Poznała chłopaka, który wiedział o niej wszystko i musiał mieć wtyki w policji, bo nie było żadnej sprawy, gdy przecież sama go wkopała do radiowozu. Zastanawiała się, kim tak naprawdę on był. Wspominała Luke'a, jak zwiedzała z nim Paryż, jak się całowali, robili sobie zdjęcia, patrzyli w oczy. Spędziła z nim każdą minutę, ale zatruła mu życie. Musiała uciekać przed FBI, które nie chciało jej nic zrobić, a jednak powrót tam był jedną z najgorszych rzeczy, które mogła zrobić, nie ważne, że cały czas tam była. Należała do nich i była chroniona. Uciekała też przed policją, która nie mogła jej nic zrobić. Kim ona była i czemu tak komplikowała sobie życie.? Nie wiedziała, nie znała odpowiedzi. Nie potrafiła określić, tak po prostu i tyle. Kochała go i trzymała nad nim wymiar śmierci. Miała najważniejsze dokumenty, to ona była tą najważniejszą i najbogatszą. Nie on, a ona. Po co miałaby go zabijać.? Trzymała nóż i nie wiedziała, czy ma go zabić, czy nie. Myślała, a myśli były tylko jedną sekundą jej życia. Tak bardzo bała się zrobić jakikolwiek ruch. Chciała nie musieć podejmować żadnej decyzji. Pytanie, które przechodziło jej przez myśl to: dlaczego.? Po co.? Nie wiedziała. Jeśli by go zabiła to będzie posiadaczką największych film, banków, hoteli, ale będzie sama. Jeśli go nie zabije to będzie ciągle uciekać, kłamać, chować się, ale będzie szczęśliwa i bogata lub zabita przez gangsterów, FBI, policje za to, że zabiła tylu ludzi. Wybór był trudny, a ona nie miała czasu. Wszystko rozgrywało się w jednej scenie, w jednej sekundzie, tylko w jej głowie. Destiny złapała mocniej nóż i wbiła sobie gwałtownie w brzuch. Jeśli ktoś ma zginąć to tylko ona, pomyślała i odeszła.
Obudziła się w szpitalu, pośród białej pościeli, białych ścian i wielu dziwnych przyrządów. Rozejrzała się bardzo dokładnie. Zobaczyła miliony kwiatów, zobaczyła zdjęcia, jej, jej przyjaciół, pracy, egzaminów, wszystko wspomnienia były obok niej. Ciężko przełknęła ślinę i pomyślała o tym, że chciała zabić Luke'a, a później siebie. Łzy poleciały jej jak strumyk. Obiły się o jej nagie ramiona. Wtedy wszedł szef FBI do jej szpitalnego pokoju.
- Witaj Fenty, albo Destiny nie wiem jak wolisz.- powiedział.
- Mam się cieszyć, że Cię widzę.? To kolejny plan, którym chcieliście mnie zabić.? O co chodziło.? Co to za pieprzona gra.? Kolejne zlecenie.? O co wam chodziło.?- zadała wszystkie pytanie jednym tchem.
- Mnie się pytasz.? To Ty chciałaś wrócić do prawdziwej pracy w FBI, a ja Ci tylko to ułatwiłem robiąc test.
- A tak bardziej, żebym zrozumiała.?
- Luke'a znasz z dzieciństwa, bawiłaś się z nim. Później się wyprowadził. Chłopak, który robił Ci zdjęcia i dał film, to nikt inny jak Luke. Stąd te oczy w snach, marzeniach, bo go znałaś.
- To jaki to miał być sprawdzian.?- zapytała kompletnie nic nie rozumiejąc.
- Co wybierzesz: miłość czy pieniądze.- powiedział z uśmiechem.
- A żeby nie zabijać jego, wybrałam swoją śmierć.- powiedziała bardziej do siebie niż do ulubionego szefa.
- Dokładnie. Luke o wszystkim wiedział. Jednak nigdy Cię nie okłamał. Jest tym, kim jest, ale pracuje dla FBI, jest do spraw związanych z Tobą, moja droga.
- Czyli teraz mogę go kochać bez zobowiązań, planów itp.?
- Plany masz mieć związane z nim, na przyszłość.- zaśmiał się.
- Dziękuję dyrektorze, szefie, obojętne komu i za co, ale tak naprawdę dziękuję Ci za pokazanie mi tego, że też jesteś człowiekiem, a nie maszyną szkolącą robotów. Nie rozumiem, czemu Luke jako agent FBI, podpuścił mnie do zabicia zastępcy dyrektora w swojej firmie.
- Zastępca dyrektora, Marc, był gangsterem i wykradał ważne rzeczy z systemu, ochroniarz tuszował jego wybryki, więc zabiłaś tych, których zabić miałaś. Plan całej operacji stworzyłem ja, a Luke mi pomógł. Powinnaś być dumna ze swojego towarzysza.
- Zawsze macie wszystko dopięte na ostatni guzik, a ja miałam zabić, bo po mnie nie ma śladów i potrafię uwodzić.?
- Jak wiesz, to po co pytasz.? Ktoś do ciebie. Do zobaczenia w pracy mój aniołku.- mówiąc to wychodził, rzucił jej ostatnie spojrzenie z uśmiechem i zamknął za sobą drzwi. Drzwi znów się otworzyły i wszedł Luke. Podszedł do niej i nic nie mówiąc pocałował ją i założył na jej palec piękny pierścionek zaręczynowy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą