Życie po śmierci


Przez śmierć droga do nieśmiertelności.
Wszystkie rzeczy można tłumaczyć na wiele sposobów. Jak ja tłumaczę wszystko.? Jak wiecie każdy do każdej rzeczy ma inną definicje. Dla was deszcz to tylko krople, dla mnie spadające diamenty. Dla was słońce to światło, a dla mnie niezdefiniowana energia światła. Każdy jest inny, każdy jest wyjątkowy, ale każdy zasługuje na to samo. Nie ma wyżej- niżej, każdy jest na tym samym poziomie. Każdy- to ogólne pojęcie. Każdy jest każdym, a co z wyjątkami.?
Jesteś moim wyjątkiem. Jesteś na każde moje zawołanie. Każdą prośbę. Jestem, gdy mnie potrzebujesz. Jesteśmy wyjątkowi. Wiecie... nie lubię pisać o miłości. Takie coś nie daje przyjemności chyba, że jest to kolejna z pięknych historii, wtedy tak. Moja miłość, moja sprawa, czyż nie.? Powiem wam, utknęłam w pewnej piosence. Nie mogę się oderwać. Potrzebuję przerwy, ale ona działa na mnie jak narkotyk. Jestem w śnie narkotycznym i zatracam się w tym co słyszę. Jak długo tak wytrzymam.? Oby jak najdłużej.
Sny rozrywają mnie na kawałki. Każdy z koszmarów jest inny, niepowtarzalny i smutny. Nic z tego, co widzę nie da się porównać. Nie wiem, co się dzieje. Chce uciec. Wtedy krzyk. Wtedy Cię widzę jak wołasz o pomoc, a ja...
Schodzę po schodach. Widzę wyciągnięte ręce w moją stronę. Już przyszli. Już czas. Zbiegam na dół. Wpadam w Twoje objęcia. Ostatni raz Ci zaśpiewam. Krzyczysz na mnie. Szarpiesz mnie za ramiona. Słyszę: "Obudź się, jestem tu, słyszysz.?" Ja nie odpowiadam nic. Mnie tam nie ma. Upadam na ziemię. Widzę duchy, słyszę głosy i wiem, że odeszłam. Przez zaparowane okno widzę Ciebie. Siedzisz na łóżku w garniturze. Twarz ukrywasz w swoich dłoniach. Zaraz. Ty płaczesz. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Od Ciebie bije jasne światło, które jest rozpraszane przez łzy skapujące na podłogę. Obok Ciebie leży róża. Czerwona. Taka jaką zawsze dawałeś mi na pobudkę. Nie wiem jak to robiłeś, ale było to niesamowite. Teraz róża jest inna. Wygląda jakby była smutna, zapłakana, zrozpaczona. Nie jest taka jak te o poranku. Ta jest przewiązana czarną wstążką. Ta jest owinięta żałobą Twojego serca po mojej stracie. Widzę jak wychodzisz. Słońce chowa się za chmurami, które wyrażają smutek. Zwątpienie. Czy ja na pewno nie żyję.? Czy to się dzieje naprawdę.? Idę za Tobą. Trzymamy się za ręce. Nie czujesz tego fizycznie. Psychicznie jednak Ci pomagam. Jestem przy Tobie w tej chwili. Jestem i Cię nie opuszczę po raz drugi. Nigdy więcej. Widzę jak cierpisz. Nawet nie pojechałeś na cmentarz samochodem. Teraz idziemy. Ja cieszę się chwilą, a Ty o tym nie wiesz. Może to nasz ostatni spacer. W końcu nie wiem jak długo będę duchem. Może w końcu mnie zobaczysz.? Odkryjesz moją obecność. Nie będę zimna jak lód. Będę Twoja. Taka jaka byłam. Dochodzimy do kościoła. Widzę jak słońce pada na witraże, które robią zabawę światłem w środku. Wchodzę do kościoła, wtedy, ah, wtedy. Podchodzę do otwartej trumny i widzę siebie. Blada, zimna. Czarne włosy ułożone idealnie wzdłuż mojego ciała na poduszce. Ja w czarnej sukience z czerwonym paskiem w tali i czerwonymi ustami. Rozglądam się dookoła. Nie długo, bo od razu zauważam Ciebie. Stoisz obok mnie. Patrzysz na mnie. Wtedy ja spoglądam prosto w Twoje oczy, w Twoją duszę. Widzę. Nadal Cię kocham. Wtedy jakbyś mnie zobaczył. Próbujesz mnie dotknąć, a ja jestem tylko pyłkiem na tym nieskazitelnym obrazie w Twoich oczach. Robisz to. Podchodzisz do martwej mnie i całujesz. Nikogo nie ma oprócz nas. Wszyscy czekają na zewnątrz. Wszyscy znajomi, cała rodzina, ale nikt tak ważny dla mnie jak Ty w tym momencie. Nawet nie wynagrodziłam Ci tych wszystkich róż, które dostałam. Wszystkich prezentów. Jak tak szybko mogłam odejść.? Nadal mnie kochasz. Pogodzisz się z moją stratą, cicho szeptam. Z Twoich oczu wypływają kolejne strużki łez. Zamykam oczy. Słyszysz mnie.? Nie opętało Cię. Ja jestem. Ja żyję, a raczej utknęłam po między światem martwych i żywych. Wiem co muszę zrobić. Mam wybór. Połączyć się z moim ciałem, znów, czy odejść na zawsze. Myślę, więc jestem. Wlatuję to mojego ciała. Po woli oddycham. Czuję powracające mięśnie. Ruszającą po raz kolejny krew. Czuję ciepło na całym ciele. Nie jestem lodowata. Potrafię myśleć, ja znów funkcjonuję. Wolno otwieram oczy. Stoisz nade mną. I płaczesz. Uśmiecham się, ale tego nie widzisz. Podnoszę rękę i delikatnie Cię dotykam. Głaszczę Cię po włosach. Tak jak to zawsze robiłam. Wydaje Ci się, że śnisz. Próbuję coś powiedzieć, ale nie chcę Cię przestraszyć. Wtedy otwierasz oczy. Widzisz uśmiechającą się mnie. Widzisz to co kochasz. Ten uśmiech. Całujesz mnie namiętnie. Bierzesz w ramiona. Przytulasz. Podnosisz i wirujemy w obrotach. Kręcąc się i kręcąc nic nie czujemy. Tylko swój dotyk. Naszą miłość przechodzącą przez części naszego ciała. Kochamy się znów. Jesteśmy razem. Wtedy otwieram oczy. Nadal stoję. Wtedy uświadamiam sobie, że przecież nie mogę wrócić. Ja umarłam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą