Szept nocy miłości


Nie ma go. Odszedł i już nie mam komu mówić nienawidzę Cię.
Życie tak bardzo kruche. Tak bardzo kruche, no bo ile razy chciało się powiedzieć nie koniec, mam dosyć.? Ile razy się to powiedziało.? Ile razy się to skończyło.? No właśnie o to chodzi. Ludzie tylko mówią, ludzie tego nie robią, ludzie nie rozumieją. Ludzie tylko lubią zwracać na siebie uwagę. Osoba z prawdziwymi problemami nie napisze na głupim facebook'u co w niej siedzi. Tak robią tylko smutne, głupie, młode i słitaśne nastolatki. Oczywiście nie mówię tutaj o wszystkich bo wiadomo, że czasem po prostu szukamy miejsca, gdzie chociaż jedna osoba powie: tak rozumiem. Nic więcej nie mów, jestem przy Tobie. Dążymy do tego, aby być gotowi na spotkanie z prawdziwym życiem. Każdy po swojemu, każdy po kolei. Czym jest to prawdziwe życie.? Wyborami, każdą decyzją, każdym problemem i każdą miłością. Czujecie to.? Ja wiem, każdy jest inny, ale w tej kwestii jesteśmy tacy sami. Czy jesteśmy egoistami.? Zawsze byliśmy, jesteśmy i będziemy. Tylko u niektórych ta cecha zanika. Odchodzi wypierana przez umysł ludzkiego serca. Staramy się. Dlatego nie jesteśmy tym wrakiem człowieka. Jak bardzo można mieć życie podobne do czyjegoś.? Życie żadne nie jest takie samo, ale są historie, które zbliżają do siebie ludzi. Nawet uśmiech to już jest ta sama historia. Czyż nie tak.? No dobrze, to w takim razie o co chodzi z tym, że życie nie jest identyczne skoro historie tak.? O to chodzi, że życie... każdy żyje na swój własny sposób. Każdy może podjąć jakąś decyzje, gdzie drugi człowiek w tej samej sytuacji czyli historii zrobiłby coś zupełnie innego. Dlatego życie ludzkie jest takie ważne. Nie zapominajmy, życie jest na wagę złota. Nie można do niego wrócić, gdy wybierze się śmierć. Nie można tak po prostu powiedzieć znów chcę żyć, bo jak wybierzemy śmierć to nie ma odwrotu, bo nie ma nic później. Nawet jeśli na to liczysz. Tutaj nie chodzi o religie, tutaj nie chodzi o wiarę. Tutaj jak zawsze chodzi o rzeczywistość. Po śmierci pojawia się nicość. Coś w stylu snu tylko bez snów. Nie ma nic, bo nie ma nas. Nigdy nie będzie.
Nie miałam się komu wygadać. Nie miałam nikogo. Wszyscy odeszli, wszyscy mnie zostawili. Poczułam nicość. Poczułam zbliżającą się śmierć. Nie chciałam żyć, nie chciałam marzyć. Nie chciałam wracać do tego co było, bo to było piękne. Miałam idealne życie. Jak w bajce, jako ta najpiękniejsza księżniczka. Wyrok śmierci postawiony na moich rodzicach i długotrwała śmierć w męczarniach. Codziennie na to patrzyłam. Teraz z perspektywy czasu widzę, co tak naprawdę odebrało mi dzieciństwo. Ta ich choroba. Zaczęłam mieszkać z kuzynem. Miły chłopak. Nikt oprócz niego mi nie został. Jakiś daleki krewny taty, dorosły dzieciak, fajny nastolatek, super kumpel. Zawsze się mną zajmował, pomagał wspierał, zastępował mi całą rodzinę. Lubił to, w jego oczach widziałam jak bardzo mnie kocha. Jak pragnie mojego szczęścia. Nie mówię, że się we mnie zakochał, co to to nie, ale mówię o miłości, która jest pomiędzy rodzeństwem, nawet tym dalekim,przybranym lub zupełnie przypadkowym. Taki był. Cudowny. Mój. Wtedy pojawiła się ona. Jego dziewczyna. Cudowna i idealna. Byłam nastolatką. Oni byli ode mnie o wiele starsi. Ja dla niego zawsze byłam tylko młodszą siostrą, on dla mnie starszym fajnym bratem. Zakochali się. Młodzieńcza miłość. Dorosłe dzieci. Ja.? Tylko nastolatka. Wtedy się zaczęło. Imprezy, przychodzili schlani do domu, a ja musiałam się nimi zajmować. Robili to codziennie. Już nie miałam wsparcia. Miałam robić obiad, gdy wracali z pracy, miałam sprzątać. Miałam się nimi zajmować, gdy nie byli w stanie nawet poprawnie mówić. Wzięłam plecak i uciekłam. Zawsze byłam słodką dziewczynką, dobrze ułożoną, wychowaną, z dobrego domu, znającą wszystkie dzieje historii. Zawsze byłam ładnie uczesana, dobrze, schludnie ubrana, uśmiechnięta, ale w sobie tłumiłam to, co we mnie siedziało. Tylko i wyłącznie wiedział o tym brat, kuzyn, czy jak tam chcecie o nim sobie mówić. No więc tak... poszłam do klubu. Poszłam no bo nie miałam gdzie pójść. Miałam może z piętnaście lat. Wiem co myślicie. Ładniutka gimbuska mająca ogromne problemy. Otóż nie. Potrafiłam pogodzić się z życiem. Potrafiłam zapomnieć te wszystkie przykrości i żyć. Czasem wieczorami, leżąc sama w łóżku docierało do mnie, że księżniczka i aniołek rodziców już nie wróci, ale wtedy miałam chociaż brata... Teraz nie miałam nikogo. Dosiadł się do mnie przy barze chłopak. Może miał dziewiętnaście lat. Może mniej. Uśmiechnął się i zapytał co piję. Nie chciałam szaleć, nie miałam humoru i wiedziałam jak to się skończy. Powiedziałam więc, że sok wystarczy. Zamówił mi sok z pomarańczy tylko takich wyciskanych. Wiecie soczek 100%. Coś w tym było. Zapamiętałam to. Wypiliśmy, porozmawialiśmy. Z oddali klubu było słychać wiadomo klubową muzykę jak to na późne godziny w weekendy przystoi. Byłam ubrana neutralnie. Ładnie i z klasą. Elegantka na dyskotece, ale jednak coś było w tym stroju innego. Coś czego nie potrafiłam wyjaśnić. Robił ze mnie kogoś kim nie jestem. Robił ze mnie kobietę. Nowo poznany kolega poprosił barmana, aby przechował mój plecak i go pilnował, bo idziemy potańczyć. Zdziwiłam się, ale i zgodziłam. Poszliśmy i wirowaliśmy w tłumie ludzi. Nie był to wulgarny taniec, była to zwykła fajna impreza, na której każdy się dobrze bawi. Gdy wyszliśmy dudniło mi w uszach. Nic nie słyszałam. Zamknęłam oczy i efekt zatkanych uszu przeszedł. Zrobiło się zupełnie cicho. Dostałam plecak i wyszliśmy z klubu. Zapytał czy chce jechać do parku tam fajnie widać staw. Usiądziemy na mostku i porozmawiamy. Byłam zachwycona, no może trochę mniej gdy zobaczyłam motor, ale jednak zachwycona. Pojechaliśmy. Nie było strasznie. Całą drogę wąchałam jego przepiękne perfumy i miałam splecione ręce na jego umięśnionym brzuchu. Sytuacja idealna, jak w filmie. Przynajmniej tak się wydawało. Rzeczywiście długo rozmawialiśmy. Wtedy stwierdził, że czas się zbierać do domu i wtedy wszystko szlag trafił. Popłakałam się. Oczywiście musiałam mu wszystko po kolei opowiedzieć. Nie powiem, żeby to było przyjemne, ale nie było najgorzej. Wtedy stwierdził, że mogę pojechać do niego. Na ten weekend przyjechali do niego rodzice, ale jest dorosły i nie powinno być problemu, żebym do niego poszła, przecież to jego dom. Zgodziłam się bo, bo nie wiem. Bo mu zaufałam, tak po prostu. Widziałam coś w jego oczach, jakby rozumiał o co mi chodzi, jakby wiedział o czym mówię. Jakby nigdy nie chciał mnie skrzywdzić i chciałby mnie chronić przed złem. Odgoniłam od siebie te myśli i pojechaliśmy. Ja i Patric Ethan. Skądś znałam to imię i nazwisko, ale nie chciało mi się nad tym roztkliwiać. Dom... wielki, piękny, cudowny. Jak w moich bajkowych snach. Trochę przypominał mój dom. Wielka brama, ogród w stylu francuskim. Wszystko dopracowane. Jego rodzice spali w sypialni w drugiej stronie domu, a my byliśmy w tej pierwszej. Pokazał mi chyba cztery łazienki, dziesięć sypialni, siedem garderób i no wiadomo cztery kuchnie. No coś niewyobrażalnego. Pokazał mi gdzie ma swój pokój gdybym w nocy czegoś potrzebowała. Życie znowu nabrało sensu, chciało mi się żyć. Poszłam do swojego pokoju, wzięłam ciepłą kąpiel i chyba usnęłam w szlafroku na łóżku. Obudziłam się, gdy promienie słońca zaczęły padać na moją twarz. Nie czułam się tak dobrze od kilku lat. Wstałam doprowadziłam się do porządku i zeszłam na dół do pokojów i kuchni. Cała rodzina siedziała na kanapie i wszyscy popijali wino. Zobaczyłam piękną wchodzącą w starszy wiek panią. Pomyślałam, że kiedyś też tak chcę wyglądać. Obok niej siedział pan w dresach i białej koszuli. Po plamie na dywanie wywnioskowałam, że wylał na swoje eleganckie spodnie wino i musiał je zmienić, ale żeby być dostojnym nie zmienił koszuli. No cóż, chyba mu się nie udało. Wtedy zobaczyłam Patrick'a. Uśmiechał się do mnie. Już z daleka widziałam piękny kolor jego oczu. Dopiero teraz zauważyłam, że dodatki w domu są w kolorze jego oczu. Taki kolor, którego nie dało się opisać. Po prostu piękny... Siedział bez koszulki w białych spodenkach. Pięknie się prezentował z tą opalenizną. Ja założyłam spódniczkę i rajstopy plus biała bluzka. Nawet nie wiem jak tyle ubrań zmieściło się do takiego plecaczka. W tym momencie cała trójka się na mnie patrzyła. Zastanawiałam się jak długo już, ale mniejsza.
- Dzień dobry. Jestem Erica Black. Miło mi państwa poznać.- uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam. Starałam się zrobić jak najlepsze wrażenie.
- A taaaak. Patrick nam mówił o Tobie.- przyjaznym głosem tak mi się wydawało wydukał to pan Ethan.
No wtedy jakoś zrobiło się niezręcznie. Po dłuższym czasie musieli jechać do domu, a ja zostałam z Patrickiem. Bardzo dobrze nam się spędzało czas w swoim towarzystwie. Były wakacje. Nie było szkoły. Nie było problemów. Nawet mój brak do mnie nie dzwonił. Zdziwiłam się... Zawsze byłam widocznie dla niego tylko problemem, który musiał wykarmić i ubrać. Nigdy tak o tym nie myślałam, bo było nam naprawdę dobrze. On nigdy nie narzekał, a pracę miał świetną, więc nawet nie musiał się przepracowywać. Wieczorami płakałam. Zazwyczaj gdy rozmawiałam o tym z Patrickiem. Stał mi się naprawdę bliski. Byliśmy razem. Ja stawałam się coraz bardziej dorosła. Stawałam się kobietą. Gdy minęło sporo czasu od naszego spotkania to miałam może miesiąc do urodzin dziewiętnastych. Z Patrickiem byłam nierozłączna. Mieszkaliśmy razem. Wtedy poszłam do mojego brata. Zadzwoniłam do drzwi i wtedy poczułam... ten ból... Tą nienawiść. Poczułam to. Weszłam do środka... Bardzo żałowałam. Była tam. Siedziała na podłodze. On leżał na kanapie. Syf, brud, dym. Ćpali. Wiedziałam. Butelki walały się na szafkach. Igły walały się po podłodze. Łzy lały mi się po policzkach. Podeszłam do niej i przyłożyłam jej otwartą ręką w policzek.
- Wynoś się stąd. Nigdy nie wracaj. Nigdy nie przychodź. Odejdź.- krzyczałam, nie mogłam opanować złości. Nie mogłam na nią patrzeć. O dziwo sama się podniosła i coś tam wydukała pod nosem. Przyłożyłam jej drugi raz. Wyszła. Podbiegłam do niego. Leżał. Prawie nie oddychał. Zaczęłam go szarpać i wtedy znów to poczułam. Teraz to ja dostałam w policzek. Teraz to ja oberwałam twardą powierzchnią buta w brzuch. Nie mogłam oddychać. Nie mogłam się ruszać. Leżałam na podłodze i przyjmowałam kolejne ciosy od niej. Wtedy zobaczyłam jego wzrok. Leżał i patrzył, a łzy leciały mu po policzkach. Z trudem się podniósł, a ona rzuciła się na mnie z pięściami. Wtedy tylko trochę przymknęłam oczy. Widziałam wszystko przez mgłę. Widziałam jak podszedł do niej. Widziałam jak wziął z szafki nóż do rozcinania woreczków z narkotykami. Widziałam jak zaczął go w nią wbijać. Słyszałam jak krzyczy. Widziałam jak upada bezwładnie na podłogę. Jej oczy wpatrywały się we mnie i wtedy usłyszałam szept nocy miłości. Ten dzień. Ta noc. Ona była w ciąży.? Nie nie możliwe. Nie było widać. Widziałam jak on krzyczy. Widziałam. Wtedy zadzwonił na pogotowie. Nic więcej nie pamiętam. Może zasnęłam. Zasnęłam na długi czas. Gdy się obudziłam zobaczyłam zaspanego Patricka trzymającego mnie za rękę. Wstał i pocałował mnie w czoło. Zaczęło mnie wszystko boleć. Zaczęło mnie piec. Uśmiechnął się do mnie i podziękował, że żyję, że byłam na tyle silna. Może przeżyłam, bo miałam dla kogo.? Brat popełnił samobójstwo w więzieniu. Tym nożem, którym zabił ją. Ważne, że się przyznał, ale... przecież uratował mi życie. Czemu miałby siedzieć w więzieniu za uratowanie mi życia.? Znowu mam płakać.? Kto mu dał nóż.? Chwila. Czemu on miał nóż w więzieniu.? Jakim prawem.? Ktoś musiał mu go dać. Ktoś kto miał dostęp do dowodów. Zasnęłam słysząc w oddali cichutkie piiiiiiiiiii. Prąd przechodzący przez moje ciało. Umarłam. Nic nie ma po śmierci. Dlatego wracam do cudownego życia na ziemi. Chcę żyć i żyć będę. Patrick siedział na łóżku. Płakał. Spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Już nigdy nie chcę czuć, że mogę Cię stracić, już nigdy nie chcę widzieć Ciebie jak odchodzisz. Już zawsze masz być taka silna jak teraz. Zawsze masz żyć.
I dlatego chcę żyć. Dlatego, bo on jest obok, bo on nie odchodzi. Chcę żyć i żyć będę. Chcę kochać i kochać będę.

NA ZAWSZE.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą