Nadzieja anioła part II


Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość- te trzy: z nich zaś największa jest miłość.

I odszedł. W samolocie w notesie zaznaczył Keire jako zaliczoną w połowie. Dlatego postanowił, że jeszcze wróci. Jeszcze nie odszedł. Dlatego chciał wrócić.
To be continued today...
Myślał o tym, co powiedział. Z biegiem czasu wydało mu się to bardzo zabawne. Nic nie stało mu na przeszkodzie, a jednak dzisiaj wybrał się do łóżka sam. Nie chciał żadnej dziewczyny w swoim łóżku. Dzisiaj pragnął być sam. Rodzice spali w swoim pokoju. Właśnie zdał sobie sprawę, że jest w domu pierwszy raz od dwóch miesięcy. Zdał sobie sprawę, że zawsze lądował z dziewczyną w hotelowym łóżku, a nie w swoim. Jego łóżko było bez skazy, bez wspomnień, bez miłości. Cieszył się, że do tego nie dopuścił. Jego myśli krążyły cały czas wokół niej. Rozmawiał z nią jako z pierwszą dziewczyną, której nie przeleciał. Zostawił ją jak każdą jedną. Wiele razy chciał do niej zadzwonić, ale zabrakło mu odwagi. Źle ją potraktował. Myślał o niej każdego wieczora, myślał o niej przy każdym pocałunku, przy każdym spojrzeniu na inną. Oszukiwał sam siebie, robił to, co potrafił robić najlepiej. Kłamał. Łgał w żywe oczy samemu sobie. Chciał jednak tego. To było jego życie, jego problemy. Nie chciał nic zmieniać, przynajmniej tak sobie wmawiał, a kłamstwo wypowiedziane wiele razy staje się prawdą. Myślał o niej, ale myślał też o każdej innej dziewczynie. Ona była taka jak inne. Pomimo tego, że nie wiedziała kim on jest, to i tak z chęcią poszłaby z nim do łóżka. Nie wiedział, czy on by tego chciał. Nie była modelką, nie była sławna, ani nie była jego fanką. Uderzył pięścią w ścianę i zasnął.
Stała cały czas na moście, jakby na niego czekała. Odwróciła się i uśmiechnęła. Rzuciła się mu na szyję. Tęsknił za nią i nie mógł temu zaprzeczyć. Poszli na spacer. Pokazała mu gdzie mieszka. Pokazała okolicę. Powiedział, że z nią zostanie na zawsze, że będę razem i że jej nie opuści. Wierzył w to i był tego pewny. Zobaczył znikający obraz, jakby właśnie się oddalał. Zaczął czuć duchotę, nie mógł oddychać. Coś lub ktoś go dusił i usłyszał za sobą głos: jak zawsze.
Obudził się. Był cały spocony. Dudniło mu w głowie i czuł jakby uścisk rąk na swojej szyi. Poszedł do łazienki. Przemył twarz i spojrzał w swoje oczy. Były brudne. Były nieczyste. Były kłamliwe. Były... były puste. Nic w nich nie mieszkało. Nie było nadziei i miłości. Widział w nich zemstę. Czuł chęć zemsty na rodzicach. Poszedł do komputera i napisał do Keiry e-mail. Wszystko wydawało mu się bez ładu i składu, ale dał radę coś sklecić. Prosił o spotkanie, ale u niego w domu. Chciał, żeby ona przyjechała, chciał jej wszystko pokazać, wytłumaczyć i nie odchodzić. Chciał tego i to wiedział, ale nie potrafił temu podołać. Wysłał i nie wiedział, co dalej. Nie liczył na szybką odpowiedź. Miał teraz tydzień wolnego i na ten tydzień ją zaprosił. Później oleje sprawę i zapomni tak jak o każdej innej. Zdał sobie sprawę, że ona nie jest tą każdą inną, że już dawno powinien o niej zapomnieć, ale nie może. Nie mógł. Czuł coś więcej i to wiedział, pomimo iż to był pierwszy raz tego uczucia. Wrócił do łóżka i poszedł spać. Czekał go cały wolny tydzień. Bez wywiadów, koncertów, udawania. Teraz mógł być sobą i był, chociaż już nie potrafił tak dobrze jak kiedyś. Teraz nie był sobą, był podróbką ideały, który stworzyli jego rodzice. Czasem czuł się jak robot, czasem jak więzień. Więzień myśli, uczuć i czynów, a wszystko było kontrolowane. Obudził go dźwięk telefonu. Dostał e-maila. Keira przyjeżdża. Zadzwonił do niej. Czuł się jak bohater najlepszego filmu romantycznego, czuł jakby ktoś napisał jego życie od tego momentu. Słysząc jej głos, jej radosny głos poczuł ulgę. Tak po prostu, bez niczego. Miał po nią przyjechać na lotnisko. Zostanie u niego na pięć dni. Zapowiadało się cudownie. Ubrał się dość normalnie, ale jednak idealnie do zdjęć. Paparazzi mogli na niego czekać zawsze i wszędzie, ale czuł, że dzisiaj będzie normalny dzień. Pierwszy normalny dzień w jego życiu. Paparazzi wiedzieli, że ma wolne, więc uznali, że będzie odpoczywał w domu i pisał piosenki. Na szczęście się pomylili.
Zobaczył ją przechodzącą przez brami. Miała ze sobą torbę i walizkę. Dość małą jak na tak piękną dziewczynę. Uśmiechnął się do niej. Już nie szła, podbiegła do niego i znów poczuł jej piękne, słodkie perfumy. Przytuliła go i od razu się odsunęła. Wydawało mu się, że wszyscy na nich patrzą, tak jak to zawsze go obserwowali, a tak naprawdę nikt nie zwracał na niego uwagi. Pojechali do niego do domu. Rodziców już dawno nie było. Pojechali do kurortów, na wyspy lub gdziekolwiek byle by nie być z nim w domu. Nie często rozmawiali, a jeśli już to o sprawach finansowych, firmowych i menagerskich. Było mu to teraz wszystko jedno, był z Keirą. Był szczęśliwy. Pokazał jej pokój, w którym mogła się rozgościć. Dał jej największy pokój dla gości z łazienką i garderobą, oczywiście zapełnioną. Widział w jej oczach, że czuje się jak księżniczka. Była zachwycona. Po całym dniu nie mięli już siły na dalszą rozmowę. Nie poruszyli jednak ważnych tematów, a te poboczne.
- David, wiem kim jesteś. Dowiedziałam się, jak napisałeś e-maila. Wtedy się złożyło, że chciałam wejść na Twoje konto i profil był zweryfikowany. Chciałam się z Tobą zobaczyć, żebyś mi to wytłumaczył. Opowiedział swoje życie, bez pomijania szczegółów. Nawet jeśli chodzi o tysiąc dziewczyn jednej nocy.
- Nie mam tysiąc dziewczyn każdej nocy.- powiedział oburzony.
- Ale tysiąc dziewczyn, w tysiąc dni. Nie musisz mi się tłumaczyć, to Twoje życie. Ja mogę Cię tylko wysłuchać, a nie Cie zmienić. Dobranoc.
- Keira. To nie tak. Chciałbym, żebyś wiedziała, że nigdy Cię nie okłamałem. Pomijałem szczegóły, żebyś nie stała się dla mnie tą tysięczną. Jesteś dla mnie wyjątkowa, jedyna. Nie chcę, żebyś wyjeżdżała, zostań ze mną. Teraz ja Cię o to proszę.
- Mamy całe pięć dni dla siebie, później będziemy się martwić.
Nasunął kołdrę na siebie i zasypiał. Nie czuł strachu, a jedynie ulgę. Usłyszał kroki i zasnął. Obudził się jeszcze w nocy. Kerira siedziała na brzegu łóżka i na niego patrzyła. Miała takie piękne oczy.
- Nie mogłam zasnąć i przyszłam do Ciebie.- powiedziała bez zakłopotania.
- Mogłem spać, bo wiedziałem, że u mnie jesteś bezpieczna.
Usiadł i zaczął ją całować. Teraz dopiero poczuł, że ma na sobie jedynie krótkie spodenki i krótką bluzkę odsłaniającą brzuch i kawałek piersi. Nie patrzył na nią wcześniej jak na rzecz, a jak na piękną kobietę i nie zwracał uwagi na ubranie, a na uśmiech i oczy. Teraz nie mógł na nią spojrzeć, ale czuł pod swoimi rękoma jej ubranie, jej każdy kawałek ciała. Opanował się i przestał całować.
- Nie chcę, żebyś była ta tysięczną, bo skrzywdzę Cię jak każdą.
- Nie chcę być tą tysięczną, ale chcę być tą ostatnią.
Lubił patrzeć jej w oczy. Kochał ją, a prawie jej nie znał. Była jakaś taka inna. Czuł, że ją zna, ale wiedział, że nie zna. Chciał z nią być, ale bał się, że ją skrzywdzi. Usnęli w objęciach. Przywitało ich piękne poranne słońce. Cały dzień spędzili nad basenem. Nie musiał jej cały czas dotykać i całować. Nie pragnął jej. Chciał, żeby tylko była. Nie musiał ją napastować, żeby czuła, że jest. Podziwiał ją. Każdą cząstkę jej ciała. Było idealne. Było takie gładkie, takie delikatne. Cieszył się, że jest razem z nim. Robili sobie zdjęcia, wygłupiali się. A czas leciał nieubłaganie. On się zmienił, czuł to. Był po prostu szczęśliwy, a szczęśliwy mógł być sobą. Zapomniał o świecie zewnętrznym. Zapomniał o wszystkim, co nie było związane z nią. Czas jednak ich nie oszczędzał. Musiał pomóc się jej spakować. Miała jechać tylko do mamy wziąć rzeczy i się do niego wprowadzić. Czuł się niesamowicie. Nie zaliczył jej, a wiedział, że chce z nią spędzić swoje życie, nawet jeśli miałby pokłócić się z rodzicami, że nie chce dalej swojej sławy. Wszystko zaplanował. Na wszystko był gotowy. Keira stała już w drzwiach. Miała w ręku długopis i kartkę papieru.
- Daaavid, omg! Nie wiedziałam, że Cię kiedyś spotkam. To było moje marzenie, mogę prosić o autograf?
- Dla takiej fanki zawsze.
Rzuciła mu się na szyje. Podniósł ją i okręcił. Nigdy nie szukał dziewczyny, a ona znalazła jego. Wyszli przed dom. Pożałowali. Tłum paparazzi, reporterzy i samochody. Zamknął drzwi i zaklął pod nosem. Potrzebował planu, którego nie miał. Nie miał też czasu. Keira zaczęła się śmiać. Spojrzał na nią wymownie.
- No David, skoro nie mamy jak stąd wyjść to może zostaniemy tutaj? Zadzwonię do mamy, że wrócę jak będę mogła. Powiem o co chodzi. Oni odpuszczą po jakimś czasie. Nie będą tu nocować.
- Nie znasz ich. Nie masz od tej chwili życia. Teraz jesteś w tym świcie. Teraz nie masz odwrotu.
- Nie chcę uciekać David, chcę być tam gdzie Ty.
Zaczęli się całować. Zaczęli nowy rozdział.
To be continued tomorrow...
Part I: 
http://thediize.blogspot.com/2013/12/nadzieja-anioa.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą