Dalej w głąb dołu


Wczoraj się śmieliśmy, Dzisiaj już płaczemy i nic nie jest takie jak było. Każde słowo wypowiadamy oddzielając je przecinkami. Wszystko układa się w całość, oddalamy się od siebie. Każdego dnia jest inaczej, każdego dnia jest gorzej. Wszystko rozpada się partiami. My, ja, Ty... Nic nie zostaje. Siedzę w pustym pokoju i słucham muzyki. Myślę, a myśli rozrywają moją duszę. Mówiłeś jeszcze wczoraj, że będziemy razem. Opowiem wam historię. Nie będzie to kolejna nudna lekcja na ten sam temat wałkowany po tysiąc razy. Teraz nadszedł czas na zmiany. Teraz nadszedł czas na rewolucję.
Wczoraj. Dzisiaj jest nowy dzień, ale wczoraj wszystko stało się tak nagle. Wypadek i moje słowa odejdź. Dzisiaj jednak sobie nie radzę. Śmierć przychodzi szybko, ale nie miałam pojęcia, że aż tak.

Nowy dzień, nowe wyzwania i szukanie nowego anioła.
Siedziała sama w domu zastanawiając się w co się ubrać. Dzień był zwykły, codzienny, jak co dzień. Od samego rana bolała ją głowa. Później było już tylko gorzej. W-f, polski, matematyka i szpital.
- Kiedy ostatnio jadłaś?

- Nie jadłam, ja nie jem, ja się odchudzam.- powiedziała.
Wtedy wszystko było wiadomo.
Rozmowy z psychologiem. Szpitale, kliniki. 
- Jesteś chora.
- Tak. Jestem gruba. Za gruba.
Płacz i łzy. Niezrozumienie.
Zawsze rozumiałam narkomanów, czas spojrzeć na chorobę zwaną anoreksją.
Różowe policzki, śmiejące się oczy, jędrne i kuszące ciało, piękne piersi i ten niezapomniany uśmiech. Wszystko prysło. Teraz wygląda jak kościotrup, jak Śmierć stąpająca po ziemi, biała, blada Śmierć mająca na celu tylko jedno. Pokazywanie jak cenne jest życie bez kompleksów, bo trzeba kochać siebie, akceptować takim jakim się jest.

- Państwo nie zauważyli, że Wasza córka nie je? Chudnie, prawie nie ma ciała?
- To jej wybór.
Zero wsparcia. Zero zrozumienia. 
- Nie możesz tak robić Silvia.
- Ale ja tak chcę. Ja nie chcę już być gruba. 
Po dwóch latach stan stabilny. Po dwóch latach stan, który pozwala się zakochać. Pamiętaj nie możesz mieć dzieci. 
- Kocham Cię Nick.
- Ja Ciebie też Silvia.
Witajcie w mojej rzeczywistości.
Dzisiaj był zwykły dzień, taki jakie lubię. Spokojny i rześki. Słońce, którego promienie opadały na moją uśmiechniętą twarz. Wszystko w najlepszym porządku. Dzisiaj było pięknie bo byliśmy razem. Bo Ty i ja to już jedność. Dziękuję, że jesteś. Nie ma drugiego takiego.

Uśmiechała się wiedząc, że ma do kogo. Historia jej życia była najwspanialszą na świecie. Tak jej się wydawało. Nawet była tego pewna. Później już tylko słyszała, co jej chłopak robił z tamtą, tamtą i tą obok. Każda na nią patrzyła z wyższością, a on zaczął ją poniżać. Tłumaczyła sobie, że mu przejdzie, że się zmieni, że ona go jeszcze zmieni, bo go kocha. Wtedy z nim rozmawiała, ale ją uderzył. Raz, drugi, trzeci. Tłumaczyła sobie, że da radę, a nocami płakała. Nie miała siły na nic innego. Była niewierząca. Nie modliła się. Ona sama ustalała swój los, nie ktoś jej z góry. Nigdy nie rozumiała religii i potrzeby wiary. Ona nie wierzyła w Boga, wierzyła w ludzi. Zgubnie, ale wierzyła. Przyjmowała kolejne ciosy i starała się żyć dalej. Ukrywała strupy i siniaki pod toną makijażu. Zmieniała się z dnia na dzień. Nie była już tą uśmiechniętą dziewczyną. Opuściła się w szkole. Do tego przestała się odzywać z przyjaciółmi, stwierdziła, że tego nie potrzebuje i mogliby się czegoś domyślić. Nie mówiła już nikomu w jakim stroju będzie komuś lepiej. Jakie buty pasują do plecaka, a które do torebki. Jak ściąć włosy i ładnie się uśmiechać do zdjęcia. Usunęła facebook'a. Jej chłopak był coraz gorszy i brutalniejszy. Nie liczył się z jej zdaniem. Nie liczył się z nią. Nie liczył się sam ze sobą. Coraz więcej, coraz mocniejszych ciosów. Już makijaż nie był w stanie tego zakryć. Później gwałty, które ona ze stoickim spokojem znosiła, a on widział już tylko ją. Nie istniała żadna inna. Tylko ona mogła być jego, mogła być jego ofiarą. Rodzicom mówiła, że idzie do niego spać, mieszkał sam. Nie chciała wracać do domu. Wiedziała co ją czeka... Tłumaczenie się. On w nocy spał. Noc była jej przyjacielem, czasem i lekarstwem. Zimny prysznic i do łóżka. Tylko na to jej pozwalał. Nie chciał nic innego. Dawał jej jedzenie. Rodzice mięli tego dosyć, chcieli wytłumaczenia, którego ona nie miała, po prostu go kochała i nie chciała odejść. Chciała być z nim na zawsze, bo kocha się pomimo wszystko, bo on był idealny. Z dnia na dzień przestawała wierzyć w swoje myśli. wiedziała, że koszmar nie ma końca, nie ma ratunku i lepszej drogi. Przestała mieć nadzieje. Nie kryła się przed ciosami. Robiła to, co on chciał, ale i tak było wszystko źle za co musiała ponieść karę. Rozumiała go. Patrzyła mu w oczy codziennie, każdego dnia tak samo głęboko, a nawet głębiej, żeby zrozumieć. Szukała jakiegoś promyczka, cienia nadziei. Znajdowała tylko głęboki dół, który z dnia na dzień ją coraz bardziej i głębiej pochłaniał. Płakała coraz częściej. Nie liczyła już dni, a minęło ich dużo. Traciła chwilami przytomność, aż straciła ją na zawsze.
- Gdzie on jest? Zabierzcie mnie do jego domu, co ja tutaj robię?! Wypuście mnie!
Wszyscy w szpitalu musieli usłyszeć jej błagania. Zobaczyła swoich rodziców. Nie mogła się ruszać przez wszystko do czego była podłączona, więc zaczęła płakać i przepraszać. 
- Kochanie. On zadzwonił na pogotowie... i uciekł z mieszkania. Policja długo go szukała, znalazła, ale on chciał uciec i nie zdążył przebiec przez ulicę. 

You're better than drugs
your love is like wine
Feel you comin' on so fast
Feel you comin' to get me high
You're better than drugs
Addicted for life
Feel you comin' on so fast
Feel you comin' on to get me high

Oznaczało to dla niej pójścia na odwyk od kogoś, kogo nie ma i nigdy nie będzie. Słowa dotknęły jej najbardziej. Próbowała przypomnieć sobie najlepsze chwile, ale w momencie powrotu do wspomnień wszystko zalewało jej się łzami, a po głowie chodził tylko krótki tekst piosenki. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą