Otchłań uczuć


Siedział z nią na ławce i patrzył jej głęboko w oczy. Delektował się każdą sekundą spojrzenia ponieważ jej oczy już powoli stawały się diamentami. Przyciągnął ją jeszcze mocniej do swojego ciała i zaczął kołysać. Nie wiedział o co chodzi. Po prostu trwał w jej objęciach. W oddali widzieli fontannę, a raczej tylko on bo ona miała załzawione oczy schowane i przyciśnięte do jego serca. Nie pytał o powód smutku i wiedział, że chwilowa cisza i uczucie będące pomiędzy nimi wystarczą. Chciał wstać, odciągnąć ją od tych myśli, ale ona go zatrzymała. Nie czuła się na siłach. W ogóle się nie czuła. Była rozdarta, popękana, wydarta, wszystko naraz i nie potrafiła tego wytłumaczyć, co jeszcze bardziej przygnębiało. To był ten stan, gdzie byle słowo doprowadza do płaczu. A uśmiechnij się sprawia, że jeszcze bardziej robi się beznadziejnie. Wiedział to, więc nic nie mówił, o nic nie pytał, a ona mogła wsłuchać się w głos jego serca i rozkoszować się ciepłem jego ciała, które ją ogrzewało i napawało niesamowitym zapachem perfum, które znała na pamięć. Lubiła takie chwile magiczne, tajemnicze, ciche i pełne zrozumienia. Lubiła tak trwać i po prostu zaczynać rozumieć wszystko po kawałku. W głowie znajdowała coraz więcej odpowiedzi, co jeszcze bardziej ją podnosiło na duchu. Zaczynało się robić dobrze, ale otworzyła oczy i zobaczyła ten sam, szary, a nawet bezbarwny świat. Podniosła wzrok do góry i zobaczyła te zielone oczy, które na nią patrzyły. Nie było drugich takich. Te patrzyły na nią z miłością, czułością, podziwem, zrozumieniem, namiętnością i pytały po prostu czy wszystko dobrze. Na policzkach poczuła silne dłonie, które ścierały jej łzy, a później czuła tylko słodki smak jego warg, które idealnie przylegały do jej ust. Poczuła jak się roztapia, zatapia w tym uczuciu. Nie było nic takiego na świecie, co miało by tyle emocji, co ich pocałunek. Wszystko nabrało sensu, a świat rozbłysnął tysiącem barw, które po prostu błyszczały oślepiając ją. Znalazła się w idealnym stanie w rękach ukochanego, który za nic w świecie by jej nie puścił. Nic i nikt nie mógł się z nimi równać bo byli idealni i wiedziała, że żadna siła, żaden człowiek nie jest w stanie tego zniszczyć. Budowali to zawsze, od zawsze. Od samego początku. Wszystkie wspomnienia, czyny, sytuacje zaczęły nabierać nowego znaczenia, zaczęły mieć swój własny, niepowtarzalny sens w ich nieskończonej i wiecznej historii. Wziął ją na ręce i obrócił się dookoła. Zaczęła się śmiać, a on pomyślał, że nigdy jej nie chce stracić, była jego częścią. Bez niej nie istniał, bez niej nie miał sensu. Wiedział, że nie ma drugiej takiej jak ona. Była niepowtarzalna. Jedyna w swoim rodzaju. Zawsze taka inna niż wszystkie, zawsze wyróżniająca się choć jednym szczegółem. Chciał dla niej wszystkiego, co najlepsze. Chciał jej szczęścia, chciał codziennie widzieć jej uśmiech, śliczne policzki i śmiejące się oczy. Zawsze chciał czuć delikatność jej skóry, która była niczym jedwab. Chciał wszystkiego, każde uczucie było dla niej i dzięki niej. Ona nie chciała, żeby kiedykolwiek wypuścił ją z rąk. Zawsze chciała być dla niego, dzięki niemu. Wszystko dla nich było oczywiste. Ona i on w jednym. 
Next tomorrow





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą