Pomyśl


Nie uważała, żeby ten dzień był inny, żeby jakoś różnił się od pozostałych, ale od razu gdy wstała czuła radość. Było jej tak dobrze. Dzisiaj była wizyta u lekarza. Miała znów jechać i posłuchać z ukochanym bicia serca ich maleństwa. Nie było nic lepszego. On już był w sklepach i kupował rzeczy na wieczór. Zapowiadał się naprawdę przecudowny weekend, który znowu mięli spędzić tylko we dwoje w ich cudownym domku, patrząc na gwiazdy w salonie. Dzień był piękny i słoneczny. Nie mogła się doczekać kolejnej wizyty. Ostatnio słysząc małe serduszko płakała. Trzymała ukochanego ze rękę i razem mogli rozkoszować się tą chwilą. Teraz w czwartym miesiącu znowu nie mogła się tego doczekać. Jej spełnienie marzeń, ich mały skarb. Ich wspólna malutka dzidzia, która już za chwilę miała się urodzić. Pokoik stał cały naszykowany i umeblowany. Wystarczyło na końcu wybrać czy mają zostać rzeczy dla dziewczynki, czy dla chłopca. Wiedziała, że będzie to najszczęśliwsze dziecko na świecie, ponieważ będzie miało wspaniałych, kochających się rodziców. Zeszła na dół i rozkoszowała się ciepłym powiewem powietrza, który czuła na skórze. Z kuchni już czuła zapach świeżej sałatki owocowej zrobionej przez jej skarba. Poszła do łazienki i poczuła najpiękniejszy zapach na świecie, jego perfumy. Uśmiechnęła się i poszła pod prysznic. Uwielbiała te wszystkie zapachy w domu. Wyszła i w szlafroku poszła do kuchni. Zjadła i uznała, że czas się szykować. Założyła czerwoną sukienkę i z uśmiechem na ustach czekała na niego. Wrócił kilka minut później, przynosząc jej ulubione lody i bukiet świeżo zerwanych kwiatów z ogrodu, co wywołało jej jeszcze szerszy uśmiech na jej malinowych ustach. Ta chwila nie mogła się równać z żadną taką inną, każda chwila była wyjątkowa. Rzuciła mu się na szyje, poprzytulała się i włożyła kwiaty do wazonu. Zaczęli już się szykować do wyjścia. Zobaczyli czy mają wszystko na obiad i pojechali.
Mięli sporo do przejechania. Jednak godzina drogi we wspólnym towarzystwie wydawała się bardzo optymistyczna i taka była. Słuchali muzyki i śpiewali swoje ulubione piosenki, które śpiewali za czasów liceum. Prawie byli na miejscu, zostało im tylko kilka przecznic, gdy usłyszeli gdzieś trąbiące samochody. Zrobiło się nerwowo i zapaliło się zielone. Ruszyli normalnie, ale ściszyli muzykę. Wydawało się, że zrobiło się spokojnie, więc jechali dalej. Przejeżdżając przez następne światła, już nic nie było dobrze. Z prawej strony zobaczyli nadjeżdżający samochód, a raczej pędzący w ich stronę i wtedy sobie uświadomił, że już za późno na cokolwiek. Samochód wbił się gwałtownie od strony pasażera. Później była już tylko pustka i nicość. 
Obudził się w szpitalu w wieloma rurkami wokół jego głowy, ciała itp. Czuł wszędzie ból, który pulsował. Chciał coś powiedzieć, ale miał łzy w oczach, wszystko wydało mu się takie odległe. Złamane dwie kości, wstrząśnienie mózgu i więcej rzeczy nie chciał słuchać, przerwał w połowie, wiedział co się stało pamiętał był świadomy, dlatego chciał zapytać o nią. Chciał wiedzieć tylko to, ale tak bardzo bał się zapytać. Wiedział, że musi. Im miej wiesz tym lepiej śpisz, ale on nie chciał spać. On chciał wiedzieć. 
- Pańska żona jest w stanie krytycznym, walczymy o jej życie. 
Tego się bał, tych słów. Nie mógł być obok niej, bo sam leżał i podobno nie mógł się ruszać, ale po wielu próbach posadzili go na wózku i pomimo bólu zażądał zawiezienia się do niej. Rodzina zostało poinformowana, więc miał tylko kilka chwil na bycie z nią sam na sam. Nie wiedział w jakim jest stanie, ale był przygotowany na wszystko. Tak mu się wydawało. Wjechał na salę, było słychać głośne bicie jej serca. Jeszcze więcej rurek niż u niego, wielkie łóżko  z metalowymi ramami. Chciał, żeby do niego wróciła, żeby było jak dawniej, ale wiedział, że tak nie będzie. Wiedział, że nie należy zadawać pytania o dziecko. Znał odpowiedź i nie chciał jej słyszeć. Lekarz i pielęgniarka wyszli, powiedzieli, że będą za drzwiami. Leżała pod białym prześcieradłem. Wyglądała jakby leżała pod kołdrą w ich łożu, ale tutaj była smutna, nieobecna. Nie wiedział czy kiedykolwiek ją taką widział. Złapał ją za rękę. Mówił do niej. Patrzył na nią tak jak zawsze z miłością. Wtedy rozległo się jednostajne piszczenie. Podniósł głowę. Nigdy nie przypuszczał, że będzie musiał tego doświadczyć. Wbiegli jacyś ludzie, on tylko patrzył. Nie pytał. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Jakby wszyscy o nim zapomnieli, jakby był nieobecny. Liczyła się ona. Tylko i wyłącznie ona i jej życie, które nie wyobrażał sobie, żeby się skończyło. Nie słyszał nic, jakby stracił słuch. Widział tylko to zamieszanie, dziwne urządzenia, których nazwy nie chciał sobie nawet przypominać, dla niego to było ratunkiem dla jego ukochanej. Miało to jej ocalić życie lub życie odebrać. Wszystko było w rękach kilku ludzi. Wiedział to. Czuł to, a później nie czuł nic. Nie było go. Zaczął, a raczej przestał wszystko czuć. Sprawiało to, że coraz bardziej się oddalał i znów obudził się w łóżku szpitalnym. Dowiedział się, że wjechał w nich pijany kierowca, który jest cały i zdrowy w domu. Dowiedział się, że dostanie tylko nieznaczną karę za to. Poczuł się jak... nie wiedział nawet jak co... Jak zwierze potrącone na drodze i zostawione na pastwę losu, a oprawca jest bezkarny. Wszystko wydało mu się bez sensu. Człowiek zabrał mu dziecko, człowiek prawie zabrał mu żonę. Człowiek jest bezkarny. Obiecał sobie, że się zemści, później jednak pomyślał, że w pokoju obok leży jego żona, do której zaraz musi pójść i zmierzyć się z rzeczywistością, a wiedział, że razem dadzą radę.
Next tomorrow.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą