Raj uczuć


"Miłość jest jak hartowanie dla szkła. Robi się silniejsze, wytrzymalsze, ale bardziej kruche. Jeśli pęka to na miliardy kawałków, a nie na kilka."
Mój ukochany

Stoję jak zawsze, gdy udaję, że wszytko jest okay. Nigdy tak nie jest, gdy on nie stoi obok. Nie wiem, czemu się zgodziłam, żeby być tu samą. Mogliśmy jechać razem, ale miała być niespodzianka. Widzę wiele zakochanych par, które mnie mijają i pozdrawiają spojrzeniem. Jedna dusza w dwóch ciałach, ale i tak uważasz, że to Twój związek jest idealny. W sumie czemu nie. Zamykam oczy, cisza, która mnie otacza robi się denerwująca. Chciałabym usłyszeć moją piosenkę, wtedy wszystko było by prostsze. Może tylko tak mi się wydaje. Nie wiem nic. Czekam. Ktoś łapie mnie od tyłu za biodra. Wszędzie poznam te dłonie. Od razu czuję dreszcze na całym ciele. Tęskniłam. Odwracam się i natychmiast znajduję usta, które odnajdują także moje. Uwielbiam take chwile.
- Hej Di, ślicznie wyglądasz- mówi.
Uśmiecham się szeroko. No tak, czarna najkrótsza sukienka jaką miałam, przedłużona delikatną siateczką. Jeszcze nie widział góry. Jeszcze bardziej się uśmiecham i zamykam oczy. Chce już zdjąć płaszczyk, ale wiem, że zamarznę, więc pozostaje mi tylko czekać. Wchodzimy do środka. Jesteśmy w pałacu, w wielkiej ogromnej sali, gdzie po bokach są poustawiane pięknie zastawione stoły. Białe obrusy, świeczki i róże. Nie jesteśmy sami, ale jesteśmy tu najmłodsi. Uśmiechamy się do siebie i kelner zabiera nas we właściwe miejsce. Zamawiamy coś, czego nazwy nie potrafię wymówić, ale jest najlepszą rzeczą jaką jadłam. Później czeka nas deser, który jest od teraz najlepszą rzeczą, jaką jadłam. Czuję się spełniona, ale wiem, że to jeszcze nie koniec. Nie zdjęłam płaszczyka, bo jest on częścią stroju, więc chyba czas tę część zdjąć, ale ukochany wstaje i zaprasza mnie do tańca. Chciałabym zawsze tak wyglądać, jak w tym momencie. Za dużo myślę, więc znów nie udaje mi się zdjąć płaszczyka. Idziemy na sam środek. 
- Gotowa?- pyta nie przestając się uśmiechać. 
Nie muszę odpowiadać, za dobrze mnie zna. Zaczynamy tańczyć, przemawia do mnie muzyka i on. Nie wiem co bardziej, ale daje się ponieść, tańczymy tango, obracamy się, cofamy i idziemy do przodu, nie zatrzymujemy się, nie czujemy zmęczenia. Nikt nie tańczy, wszyscy patrzą na nas i na nasze ruchy, jesteśmy idealni. Nie wydaje mi się, ja to wiem. W końcu odwiązuję pętelkę pod szyją. I jednym ruchem pozbywam się płaszczyka, który z hukiem opada na diamentową podłogę. Obracam się, tak jak chce partner, który w tym momencie staje i patrzy. Sukienka jest na długi rękaw opleciony koronką, bez pleców, dekolt jest do pępka. Tu gdzie jest stanik, znajduje jedynie czarny pasek. Mam czerwone paznokcie i usta, oczy są czarne. Nie wiem, czy jeszcze będziemy tańczyć, ja chce, ale on nie odrywa ode mnie wzroku. Tylko stoi, więc tańczę przy nim i oddalam się od niego robiąc obroty. Łapie mnie w pół drogi i namiętnie całuje wychylając do tyłu. Nie mogę złapać oddechu, rękę przesuwa od ud, aż do piersi i zastygamy cichutko dysząc. Później szybko się podrywamy i tańczymy dalej. Wszyscy biją brawa. Po kilku utworach zmęczeni siadamy, nie przestając się do siebie uśmiechać. Chciałabym podziękować, ale nie znajduję odpowiednich słów. Pijemy słodkie czerwone wino, które smakuje jak gwiazdy. Wszystko jest idealne, a to jeszcze nie koniec. Idziemy do fontanny, z której leci czekolada i maczamy kawałki bananów. Rozpływam się pod wpływem samego zapachu, który w dodatku miesza się z jego perfumami. Nie chcę, żeby ta chwila się skończyła. Chcę na zawsze być taka jak dzisiaj, chce żebyśmy my tacy byli. 
Kończymy o później godzinie. Nie wychodzimy. Idziemy na górę pałacu. Wciągam powietrze, najwięcej ile mogę, bo nie wiem, kiedy zdołam je wypuścić i znów wciągnąć. Schody są szerokie. Idziemy samym środkiem. Odwracam się. Jesteśmy na wysokości pięknych diamentów na suficie. Chyba wypuszczam i wciągam powietrze, a może tylko tak mi się wydaje. Może jednak zapominam oddychać. Idziemy wyżej i wchodzimy do jednego z pokoi. Podłoga jest z czarnego onyksu. Meble białe, a zasłony czarno czerwone. Pokój wygląda jak jeden na miliard, w żadnym miejscu na świecie nie można takiego spotkać. Okno i balkon wychodzą na morze, dzisiaj wieje silny wiatr, który powoduje, że z raju stał się chłodniejszy raj niż zazwyczaj, ale nam to nie przeszkadza. Podłoga nie jest zupełnie czarna. Są na niej płatki czerwonych róż, na łóżku leży bukiet czerwony białych róż. Jedna w środku jest czarna. Obraz tworzy wielką różę z bukietu. Podchodzę bliżej. Każda róża ma karteczkę. Otwieram jedną. Przechodzi mnie dreszcz. Jeśli wszystkie takie są to się rozpłynę bardziej niż przy czekoladzie. Zamykam oczy i się odwracam, nie ma Cię. Dostrzegam uchylone drzwi od łazienki, ale nic nie mogę dostrzec, więc podchodzę bliżej, ale je zamykasz. Odchodzę i idę do następnego pokoju, a raczej chcę, ale drzwi są zamknięte na klucz. Postanawiam usiąść na łóżku, ale wychodzisz z łazienki z odpiętą koszulą. 
Znów czuję dreszcz na całym ciele. Prosisz, żebym się odwróciła, robię to. Delikatnie muskasz mnie opuszkami palców po nagich plecach. Muszę się oprzeć, ale nie mam o co, zaczyna mi się kręcić w głowie. Nie wierze, że człowiek może tak działać na drugiego człowieka. Zamykam oczy, próbując opanować oddech. Szepczesz mi coś do ucha. Cała się spinam, gdy kładziesz mi ręce na ramionach i zsuwasz sukienkę. Delikatnie mnie przy tym dotykasz. Uśmiecham się do siebie, jejku. Chyba znów zapominam oddychać. Sukienka bezwładnie opada na podłogę, a ja zostaje w nagim ciele tyłem do ciebie. Zasłaniasz mi oczy ręką i prowadzisz do łazienki. Odwracasz mnie przodem do drzwi. W łazience jest bardzo ciepło, ale podłoga z onyksu jest zimna jak ten kamień, co tworzy idealny kontrast dla ciała. Słyszę, że się rozbierasz. Pragnę się odwrócić, a kiedy o to prosisz nie myślę o niczym innym. Wstrzymuję oddech. Wszędzie są świeczki, nie zwróciłam na to uwagi, bo miałam zamknięte oczy, o czym dowiedziałam się teraz. Wszędzie są róże, wszędzie jest ich zapach, a Ty już leżysz w wielkiej wannie pełnej czerwonej piany i białych płatków róż. Podchodzę do Ciebie i świat przestaje się liczyć. 
Budzimy się w południe. Wtuleni w siebie, mając najpiękniejsze uśmiechy na twarzy. Oddycham, nie zapomniałam po nocy. Jestem dumna. Wstajemy po jakimś czasie. Otwieramy balkon, zakładam kostium i pareo, a kelner przynosi nam śniadanie. Znów nie mogę się nadziwić jaki to wszystko ma smak. Po śniadaniu wychodzimy na plażę. Wszystko jest idealnie. 
Wtedy się budzę. Otwieram oczy. Nie ma Cię obok w łóżku. Rozglądam się, nadal jestem w pałacu. Wychodzę w krótkim szlafroku na balkon. Siedzisz w spodenkach i oglądasz zdjęcia w aparacie. Uśmiechasz się. 
- Wiesz, że tak będzie codziennie? Witaj w domu dzidzia- wstajesz i mnie przytulasz. 
Chcę krzyczeć, tańczyć, nawet latać bym mogła. Czuję jak ciepło wypełnia moje ciało. Nasz dom, nasz pałac, nasza restauracja i nasza rafa przed oknem. Nawet nie zliczę ile w morzu jest litrów, ale chyba nigdy nie myślałeś, że takie coś będzie nasze, ja tym bardziej. Wtulam się w Ciebie i wiem, że ta chwila będzie trwać wiecznie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą