Naznaczony nią


"-Ale czy Ty nie znasz takiego uczucia, kiedy się upada i czeka na zdarzenie, które nie następuje?
- Ja nie upadam,- wzruszył ramionami- ja latam."

Wyleczyłam się z Ciebie, ranisz mi serce wracając.



Part I
Wracała późną nocą do domu. Nie bała się, mieszkała w spokojniej okolicy, jej dom stał na najwyższym punkcie w okolicy, przez co miała widok na nią całą. Otwierając furtkę poczuła na skórze przeszywający zimny dreszcz. Szybko się odwróciła, dookoła było tak spokojnie jak zawsze. Wchodząc do domu, obejrzała się jeszcze raz. Daleko, w najstarszej kamienicy, w oknie na strychu paliło się światło. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kamienica była opuszczona od wielu lat. Kiedyś wybuchł tam pożar. Zginęły trzy rodziny, w tym szóstka dzieci. Dziewięć osób dorosłych. Zamknęła oczy. Na pewno jej się przywidziało. Tam nie było dostępu do prądu, a rodzice by ją poinformowali, że ktoś to wynajął, czy chociażby interesuje się tym, przecież sprzedawali nieruchomości, a kamienica była pod ich opieką, odkąd... długa historia, odkąd wszystko się skończyło. Weszła do domu, uczucie strachu natychmiast zniknęło. Kładąc się do łóżka, nie pamiętała już o całej sytuacji. Miała problemy na uczelni. A raczej problemem był jeden brunet, a drugi blondyn. Nie miała ochoty patrzeć ani na jednego, ani na drugiego, a oni wciąż rywalizowali. Odblokowała telefon i nawet w nocy nie dawali jej spokoju. Rzuciła go na koniec łóżka.
Zamykając oczy nie widziała przyjemnych obrazów, w głowie miała tylko pożar. Przez całą akcję trzymał ją ratownik, ona chciała tam wejść ratować wszystkich. Była noc, a zamiast gwiazd widziała szalejące płomienie. Była zima, a zamiast śniegu, wszędzie lała się woda. Tam zginęła jej najlepsza przyjaciółka, od tamtego czasu nikogo tak nie nazwała. To z nią chodziła po drzewach, budowała bazy, grała w piłkę, jeździła konno i bawiła się lalkami. Nigdy nie czuła takiego bólu jak wtedy, kiedy ją straciła. Nie pomogli żadni lekarze, leki, izolatki. Przez dwa lata nie była sobą, dwa lata chciała dołączyć do swojej przyjaciółki i zginąć. Teraz już żyła tą rzeczywistością, przyzwyczaiła się do straty. Była coraz doroślejsza, a życie bez niej było tylko bez kolorów, ale dało się żyć. Tłumaczyła sobie, że dzieci inaczej wszystko odbierają, przeżywają, dla niej skończył się wtedy świat. Teraz po prostu by płakała. Sen przyszedł szybko po wspomnieniach. Śniła jej się ona, jak zawsze uśmiechnięta, młoda, radosna. Potrafiła naprawić każdy dzień, w którym musiały iść czy do szkoły czy po prostu... zwykły dzień. Znały się od urodzenia, a jej nigdy nie przyjdzie dorosnąć. Obudziła się cała spocona. W pokoju było niezwykle duszno jak na początek wiosny. Zeszła na dół po sok pomarańczowy. Dookoła domu paliły się światła na czujnik ruchu. Poszła sprawdzić czy na pewno zamknęła drzwi i położyła się z powrotem spać.

Kolejny dzień znów okazał się wyzwaniem. Blondyna i bruneta jak zawsze nie opuszczało poczucie humoru, a ona jednak nie miała ochoty na żarty. W domu czekało ją dużo pracy, ponieważ wczoraj nie zrobiła nic, musiała nadrobić dwa rozdziały dla redakcji i skończyć tłumaczenie. Wydarzenia z nocy zupełnie ją nie zainteresowały, wiał silny wiatr i wszystko dało się wytłumaczyć, no oprócz światła w rozpadającej się kamienicy. Miała na uwadze to, żeby zadzwonić do rodziców i podpytać o kilka rzeczy. Teraz wygrzewali się na słonecznej wyspie, podczas gdy ona przez nieszczęsną uczelnię musiała siedzieć w codziennie deszczowym świecie. Przez swoich dwóch uroczych kolegów została zaproszona na imprezę. Oczywiście powiedziała, że rozważy tą opcję, wiedząc, że nigdzie się nie wybiera. Wtedy go zobaczyła. Stał na korytarzu i na nią patrzył. W mgnieniu oka zmieniła zdanie i potwierdziła swoją obecność z osobą towarzyszącą, co było ciosem prosto w serce dla dwóch kolegów. Przeprosiła ich i pobiegła ze łzami w oczach w jego ramiona. Był odpowiedzią na wszystkie jej pytania. Łapczywie brała oddech, nie wierzyła w tą chwilę. Stał przed nią, mogła go dotknąć, pocałować. Minęła wieczność. Był bratem jej najlepszej przyjaciółki. Dlaczego nie zginął? Mieszkał z ciotką w innym kraju, miał niesamowity talent do języków. Poszedł do najlepszej szkoły na kontynencie. Stracił całą rodzinę, wtedy miał ją. Byli młodzi i rozumieli się bez słów. Przeżyli tą samą tragedię, która ich połączyła. Przez dwa lata, gdy jeździła od lekarzy po apteki, zawsze mogła z nim rozmawiać, zawsze mogła go wysłuchać. Stali się dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi. Ciotka musiała wrócić do kraju, ale po czterech latach musiała znów wyjechać. Była jego jedyną rodziną, więc logiczne, że wyjeżdżał z nią. Wracał co roku, do niej. Była rozładowaniem jego bólu, strachem przed przyszłością, głosem rozsądku i niezapomnianym aniołem. Przysiągł sobie, że nigdy jej nie straci, nie zawiedzie i nie okłamie. Była jego pierwszą miłością. Przytulał ją, targał za włosy, trzymał za rękę, całował, kochał. Dlatego wrócił i nie odpychał jej, gdy łzy mieszały się z pocałunkami. Wykłady już się nie liczyły. Poszli do niej. Mieli wiele godzin tylko dla siebie, później leżeli i streszczali sobie swoje życie. Czekała na nich impreza w samym centrum świata. Gdy wychodził spod prysznica, nie mogła oderwać od niego wzroku. Odzyskała szczęście, chociaż połowę. Był doroślejszy, przystojniejszy, mądrzejszy, był po prostu o wiele bardziej wszystko niż ostatnio. Zawsze dbała o swój wygląd, ale leżąc nago w łóżku zastanawiała się, jak bardzo zadbać o siebie na imprezę. Chciała, żeby wszyscy na nią patrzyli, ale żeby było widać, że nie jest dla nikogo. Druga sprawa była prostsza. Wiedziała, że on nie odstąpi jej na krok. Myślała, co zrobić ze sobą. Poszła pod prysznic i skończyło się na drugim prysznicu jego. W końcu mogli spod niego wyjść, zaczęła się szykować. Miała miliard sukienek, których nie miała okazji założyć, nie miała okazji, a często wydawały jej się zbyt odważne, eleganckie, zawsze coś przeszkadzało. Wybrała krótką czerwoną sukienkę, która z jej opalenizną i czerwonymi ustami dawała efekt wow. Opaleniznę miała naturalną przez wyjazdy z rodzicami w zimę. Była z tego niesamowicie zadowolona. Sukienka na plecach miała jedynie dwa srebrne łańcuszki, cała była dopasowana do jej figury. Nałożyła tusz, szminkę, założyła delikatne czarno posrebrzane buty, włosy opadały jej na gołe ramiona. Wtedy wszystko szlag trafił i przypomniała sobie jaki mamy klimat. Wzięła nakrycie na sukienkę, czarną pelerynkę i płaszcz. A on się dowie jak wygląda na miejscu. On oczywiście założył białą koszulę z dwoma odpiętymi guzikami, ulubione jeansy i był gotowy. Przed wyjściem delikatnie przeczesał ręką włosy, a ona się zaśmiała. Istny akt podrywu.
Wchodząc na domówkę, wszędzie pachniało typową domówką. Wieli dom, prawie pałac, cały wypełniony ludźmi. Wszystko się rozkręcało, wszędzie było niesamowicie dużo miejsca, pomimo tłumów. Weszli, pierwszy kieliszek, drugi. Piła bo wiedziała, że ma się kto nią zająć. Przyjechali samochodem, więc on musiał się wstrzymać tego wieczoru. Gdy zdjęła płaszcz i narzutkę od razu każdy zwracał na nią uwagę. Nie dało się jej przeoczyć. Brunet i blondyn od razu ją odnaleźli, choć nie wyrażała ochoty na taniec oni nalegali. Przynajmniej po kolei. Z jednym zatańczyła, nic nadzwyczajnego, powróciła do trunków. Impreza była nie do opisania. Z każdym dało się porozmawiać, wszyscy byli sobą. On na chwilę ją przeprosił i spuścił ją z oczu, od razu drugi kolega zabrał ją na parkiet. Czuła w głowie alkohol, ale z tej pozytywnej strony. Tańczyła i dobrze się bawiła. Kolega zaczął ją coraz bardziej dotykać, stawał się śmielszy za każdym razem, kiedy czuł sprzeciw. Zaczął ją całować po szyi i dostał mocne kolano w krocze. Upadł i zwijał się z bólu. Odeszła z wielką klasą, ale bez humoru. Nigdzie nie mogła znaleźć jego. Wyszła na zewnątrz. Nie było samochodu. Poczuła znajomy i zimny dreszcz. Wyjęła z torebki telefon. Brak wiadomości. Zadzwoniła do niego. Odebrał już przy pierwszym sygnale. Miał zaraz wracać. Wróciła do środka i grzecznie czekała, rozmawiając ze znajomymi. Poszła na górę do toalety, na chwilę, przynajmniej taką miała nadzieję. Gdy chciała zamknąć drzwi, ktoś je mocno szarpnął, nie pozwalając na to...
...pobił go do nieprzytomności i wziął ją w ramiona, cała się trzęsła, płakała, a głos miała cały zachrypnięty od krzyku. Tak mało brakowało, a do końca życia by sobie tego nie wybaczył. Zadzwonił na policję, przy okazji kopiąc nadal leżącego na podłodze jej kolegę. Noc zapowiadała się długa, zimna i spędzona w komisariacie, ale policjanci byli wyrozumiali i pozwolili im jechać do domu, gdzie szybko ich przesłuchali. Przypomniało jej się o domu, strychu, oknie i świetle. Zapytała. Nikt nic nie wiedział i tak jak jej się wydawało, nie było tam prądu. Zamknęła oczy, chciała jak najszybciej pójść spać. Zasnęła kurczowo trzymając się jego rozpalonego ciała. Słyszała jeszcze przez sen, jak mówił, że mógł go zabić, że ta bestia mogła ją skrzywdzić.
Następnego dnia długo rozmawiali leżąc w łóżku, cały rok oddzielnie, często miesiące bez kontaktu, bo kontakt i brak drugiej osoby obok za bardzo bolał. Odległość powinna dzielić tylko ciała, nie serca. Zaczęła płakać, znów wrócił, na chwilę i zaraz miał złamać jej serce. Przytulił ją mocniej. Miał świadomość wszystkiego, nie musiał pytać. Nie musiał odpowiadać. Został im tydzień, a ona z każdą sekundą rozsypywała się coraz bardziej, z każdą minutą bardziej się bała i z każdą godziną coraz bardziej traciła czas. Chociaż codziennie żyła, byle szybciej, tak teraz nie chciała.
- Zostajesz, albo nigdy nie wracaj.- powiedziała ze łzami w oczach.
- Ale...
- Wyleczyłam się z Ciebie, ranisz mi serce wracając.- nie pozwoliła mu dokończyć.
Zagryzła wargę, ale to nie pomogło. Wybuchnęła płaczem. 

- To wyjdź za mnie.- mówił to trzymając ją najmocniej jak tylko mógł w objęciach.- Wczoraj pojechałem sprawdzić czy z mojego domu wziąłem pierścionek, wiem jestem do kitu, bo nie mam.
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. 

End Part II

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krok dalej

Incepcja Matrix'a

Walcząc nocą