Nowa ona, Part V
PART I, PART II, PART III
Wtedy zaczęło pojawiać się pytanie, czy chcą założyć rodzinę, a oni zaczęli o tym myśleć. (Part IV)
Leżeli w łóżku wtuleni w siebie.
- O czym myślisz?- zapytał.
- O tym, że czasem żałuję, że Cię poznałam.
- Dlaczego? Nie mów tak.
- Taka jest prawda, męczysz się przy mnie, ranię Cię. Ile tak jeszcze wytrzymasz?- miała łzy w oczach, wiedziała, że dłużej nie da rady ich hamować.
- Całą wieczność.- objął ją mocniej i stwierdził, że nie chce jej nigdy wypuścić, chciał zawsze czuć ją obok. Pocałował ją w czoło.
Kolejne dni były takie same. Mieli czas dla siebie. Zdecydowali się wyjechać. Nikomu nic nie mówiąc, więc tłumy fanów, dziennikarze nie mieli do nich dostępu. Byli sami ze swoimi myślami, przez co coraz częściej pojawiało się pytanie, co dalej? Nie znali odpowiedzi, po prostu tkwili w swoim bycie. Codziennie chodzili na plażę się opalić, codziennie pływali i zachwycali się pięknem życia. Ona myślała, że jeszcze długo tak będzie, ale ten czas okazał się za krótki i nim się obejrzeli, już musieli wracać.
- Zostańmy tu jeszcze tydzień, później wrócisz do swojej sławnej rzeczywistości. Proszę.
Spojrzała na niego. Wydawał się załamany, nie mogła pozwolić sobie na tak długi odpoczynek i miała już umówione, zamówione terminy. Zamknęła walizkę, którą jeszcze przed chwilą pakowała i usiadła obok niego na łóżku, obejmując go ręką na ramieniu.
- Wiesz, że nie mogę... Wiesz, że to nie takie proste. Wiem, że...- szukała odpowiednich słów- ja też bym chciała, ale zwyczajnie nie mogę. Nie mogę zapaść się pod ziemię. Za dwa dni mam spotkanie z chorymi dziećmi w szpitalu. Czekają na mnie. Wiesz o tym.
Dlatego właśnie żałowała, że go poznała, a raczej żałowała, że on poznał ją. Niszczyła go każdego dnia. Widziała jak jest uzależniony od niej, a ona nie mogła być uzależniona od niego tylko od samej siebie. Życie nauczyło ją być silną. Robić to, co zrobili Ci ludzie. Coś za coś. Dobro za dobro, zło za wytłumaczenie, a później jak nie dotarło to też za zło. Starała się żyć zasadą, jeśli Twoje marzenia Cię nie przerażają to znaczy, że nie są wystarczająco duże. Wytatuowała sobie taki napis w języku angielskim na ramieniu. Był to kolejny z jej kolekcji.
- Wiem.- Odsunął jej rękę. Wstał i wyszedł.
Wiedziała bez ruchu kolejne minuty. Czekała, żeby wrócił, żeby usłyszeć, że będzie dobrze. Wiedziała jaka jest cena sławy, ale coraz bardziej stawała się przez to dotknięta. Nie chciała niektórych rzeczy, wiele nie działo się z jej powodu. Wychodziło na to, że nie potrafiła bronić nawet samej siebie.
Lecieli samolotem, wtuleni w siebie, ale ona czuła, że jednak się oddalali. Znowu. Każdego dnia coraz bardziej. W każdym miesiącu chociaż na dwa dni odcinali się od świata i zawsze po powrocie nie było bajkowo. Zawsze było im za mało siebie. Chcieli być ze sobą tyle, ile wtedy, ale wiedzieli, że to nierealne. Zastanawiała się po nocach, jakby to było, gdyby mieli zostać rodzicami. Nie chciała godzić życia prywatnego z zawodowym i nie chciała zostać mamą za wiele lat. Pragnęła dziecka, ale najpierw wiedziała, że ich stosunki muszą się poprawić, muszą być idealne, aby dziecko nie było z przymusu i chęci odbudowania jakichś więzi. Wpadła na pomysł, który wcieliła w życie.
Po miesiącu zaczęła odrzucać wszystko, co do niej docierało jeśli chodzi o wywiady, spotkania, sesje, filmy. Przestała interesować swoją osobą. Oczywiście on to zauważył, ale nic nie mówił. Po czym usłyszał, że jadą do prawdziwego domu, gdzie wszystko się zaczęło. Już od miesiąca wysyłała tam sprzątaczki, lekki remont, aby dom wyglądał tak, jakby opuścili go tylko na chwilę i dzień później wrócili.
- Wracamy do domu.- powiedziała, stojąc przed nim z walizkami.
- Do domu?! Kiedy?- zobaczyła ten uśmiech, za którym tak tęskniła, który rozpromieniał wszystko.
- A ile mój piękniś potrzebuje, żeby się spakować?- uśmiechnęła się zadziornie.
- Mogę nawet zaraz, ale chyba nie tego chcesz kochanie.
Rzucił się na nią i po prostu z każdej części jego ciała czuła, jak się cieszy, jak wraca w niego życie, jak bardzo tego potrzebował i pragnął.
Czekała ich ostatnia noc, w hotelu, który stał się ich zastępczym domem w tym mieście. To było nie do uwierzenia. Wracali. Naprawdę wracali, żeby odpocząć. Z jej stron i wszystkiego, co zrobiła mogli żyć w luksusie do końca życia i wiele dni dłużej. Wydawało się to nierealne, ale jednak takie było.
Po pół roku spokojnego życia we dwoje, robiąc to, co kochali nie potrafiła sobie przypomnieć czemu i za co tak bardzo lubiła sławę. Teraz z nikim, za nic by się nie zamieniła. Każde miało swoje zajęcie, które było ich pracą z uwielbienia, a nie przymusu. On fotograf dzikiej przyrody i nie tylko. Ona pisarka, ale internetowa. Chociaż jej książka: W drodze do sławy, była już w połowie gotowa. Wszystko było tak, jak miało być i w końcu znaleźli swoje miejsce. W końcu odważyła się zapytać, czy myślał kiedyś o dzieciach i razem stwierdzili, że będą wspaniałymi rodzicami, w domu pełnym miłości i spokoju, (no nie zawsze, ale jednak).
Po wielu razach starań, musiała iść na badania. Spodziewała się najgorszego i taka była prawda. Nie mogła mieć dzieci. Płakała po nocach, czuła jakby straciła coś, jakiś cel, dzięki któremu udało jej się żyć, dla którego chciała żyć. Nie obwiniała nikogo, ale nie mogła znieść myśli, że nie będzie miała swojego maluszka. On ją wspierał, rozumiał i zawsze pocieszał. Tknął w nią życie mówiąc i tłumacząc wiele spraw. Kochał ją jeszcze mocniej i każdego dnia dawał jej to do zrozumienia. Każdy dzień dla niej był czymś nowym. Ich podróżą w nieznane. Jednego dnia też uznał, że czas na podróż. Pojechali kilkanaście kilometrów od ich domu. Nie wiedziała, gdzie i po co. Dowiedziała się do szpitala, bo tam były noworodki, które nie miały rodziców. Bo tam było ich maleństwo. Po wielu łzach, uśmiechach, smutkach i radościach weszli do sali, aby poznać szczegóły. Pielęgniarka trzymała na rękach maluteńką osóbkę.
- Czekała na was. Cieszę się, że jesteście. Właśnie zjadła i zasypia.- powiedziała lekkim, przyjemnym głosem.
- Czy ona, ona nie ma rodziców?- zapytała ze łzami w oczach, zerkając na niego.
- Jej mama zmarła przy porodzie, a tata... niestety zginął w wypadku. Jej rodzina, bliższa, dalsza nie miała prawa głosu, gdyż matka wypełniła oświadczenie. Państwo zgłosili się jako pierwsi, więc oto i ona.
Odwinęła kocyk z malutkiej postaci, ukazując buźkę i podała malutką jej.
- Ma imię?- spojrzała na pielęgniarkę, która pokręciła głową, spojrzała na niego i w tym samym czasie wypowiedzieli- Ma Amielie.
Uśmiechnęli się do pielęgniarki, a ta odpowiedziała, że chyba lepszych rodziców nie mogła sobie wymarzyć.
Sprawy urzędowe nie trwały długo. Była ich córeczką, którą otoczyli opieką, obdarzyli miłością, zapewnili spokój i bezpieczeństwo.
Mała dowiedziała się prawdy w młodym wieku, ale nie była załamana. Stwierdziła, że jest z krwi i kości ich, po czym przytuliła ich tak mocno, jak tylko mogła. Była wspaniała. Zawsze uśmiechnięta. Wiele razy mówiła, że nie chce znać historii swoich rodziców biologicznych, więc nikt jej tego nie mówił, a ona cieszyła się z tego, jaki los jej się przydarzył.
- Skoro moi rodzice mnie nie chcieli to niech żałują, że taką fajną córeczkę stracili.
Po wszystkich jej słowach zawsze było słychać śmiech w ich domu. Zawsze było słychać jej śmiech, który niósł się po okolicy i pokazywał, że niezależnie od tego, gdzie jesteśmy, z kim, tak właśnie miało być. Jednak najważniejsze to znaleźć się w odpowiednim czasie i we właściwym miejscu, z właściwą osobą, gdy będzie ten nasz czas, aby wszystko zmienić, naprawić lub zacząć.
Wtedy zaczęło pojawiać się pytanie, czy chcą założyć rodzinę, a oni zaczęli o tym myśleć. (Part IV)
Leżeli w łóżku wtuleni w siebie.
- O czym myślisz?- zapytał.
- O tym, że czasem żałuję, że Cię poznałam.
- Dlaczego? Nie mów tak.
- Taka jest prawda, męczysz się przy mnie, ranię Cię. Ile tak jeszcze wytrzymasz?- miała łzy w oczach, wiedziała, że dłużej nie da rady ich hamować.
- Całą wieczność.- objął ją mocniej i stwierdził, że nie chce jej nigdy wypuścić, chciał zawsze czuć ją obok. Pocałował ją w czoło.
Kolejne dni były takie same. Mieli czas dla siebie. Zdecydowali się wyjechać. Nikomu nic nie mówiąc, więc tłumy fanów, dziennikarze nie mieli do nich dostępu. Byli sami ze swoimi myślami, przez co coraz częściej pojawiało się pytanie, co dalej? Nie znali odpowiedzi, po prostu tkwili w swoim bycie. Codziennie chodzili na plażę się opalić, codziennie pływali i zachwycali się pięknem życia. Ona myślała, że jeszcze długo tak będzie, ale ten czas okazał się za krótki i nim się obejrzeli, już musieli wracać.
- Zostańmy tu jeszcze tydzień, później wrócisz do swojej sławnej rzeczywistości. Proszę.
Spojrzała na niego. Wydawał się załamany, nie mogła pozwolić sobie na tak długi odpoczynek i miała już umówione, zamówione terminy. Zamknęła walizkę, którą jeszcze przed chwilą pakowała i usiadła obok niego na łóżku, obejmując go ręką na ramieniu.
- Wiesz, że nie mogę... Wiesz, że to nie takie proste. Wiem, że...- szukała odpowiednich słów- ja też bym chciała, ale zwyczajnie nie mogę. Nie mogę zapaść się pod ziemię. Za dwa dni mam spotkanie z chorymi dziećmi w szpitalu. Czekają na mnie. Wiesz o tym.
Dlatego właśnie żałowała, że go poznała, a raczej żałowała, że on poznał ją. Niszczyła go każdego dnia. Widziała jak jest uzależniony od niej, a ona nie mogła być uzależniona od niego tylko od samej siebie. Życie nauczyło ją być silną. Robić to, co zrobili Ci ludzie. Coś za coś. Dobro za dobro, zło za wytłumaczenie, a później jak nie dotarło to też za zło. Starała się żyć zasadą, jeśli Twoje marzenia Cię nie przerażają to znaczy, że nie są wystarczająco duże. Wytatuowała sobie taki napis w języku angielskim na ramieniu. Był to kolejny z jej kolekcji.
- Wiem.- Odsunął jej rękę. Wstał i wyszedł.
Wiedziała bez ruchu kolejne minuty. Czekała, żeby wrócił, żeby usłyszeć, że będzie dobrze. Wiedziała jaka jest cena sławy, ale coraz bardziej stawała się przez to dotknięta. Nie chciała niektórych rzeczy, wiele nie działo się z jej powodu. Wychodziło na to, że nie potrafiła bronić nawet samej siebie.
Lecieli samolotem, wtuleni w siebie, ale ona czuła, że jednak się oddalali. Znowu. Każdego dnia coraz bardziej. W każdym miesiącu chociaż na dwa dni odcinali się od świata i zawsze po powrocie nie było bajkowo. Zawsze było im za mało siebie. Chcieli być ze sobą tyle, ile wtedy, ale wiedzieli, że to nierealne. Zastanawiała się po nocach, jakby to było, gdyby mieli zostać rodzicami. Nie chciała godzić życia prywatnego z zawodowym i nie chciała zostać mamą za wiele lat. Pragnęła dziecka, ale najpierw wiedziała, że ich stosunki muszą się poprawić, muszą być idealne, aby dziecko nie było z przymusu i chęci odbudowania jakichś więzi. Wpadła na pomysł, który wcieliła w życie.
Po miesiącu zaczęła odrzucać wszystko, co do niej docierało jeśli chodzi o wywiady, spotkania, sesje, filmy. Przestała interesować swoją osobą. Oczywiście on to zauważył, ale nic nie mówił. Po czym usłyszał, że jadą do prawdziwego domu, gdzie wszystko się zaczęło. Już od miesiąca wysyłała tam sprzątaczki, lekki remont, aby dom wyglądał tak, jakby opuścili go tylko na chwilę i dzień później wrócili.
- Wracamy do domu.- powiedziała, stojąc przed nim z walizkami.
- Do domu?! Kiedy?- zobaczyła ten uśmiech, za którym tak tęskniła, który rozpromieniał wszystko.
- A ile mój piękniś potrzebuje, żeby się spakować?- uśmiechnęła się zadziornie.
- Mogę nawet zaraz, ale chyba nie tego chcesz kochanie.
Rzucił się na nią i po prostu z każdej części jego ciała czuła, jak się cieszy, jak wraca w niego życie, jak bardzo tego potrzebował i pragnął.
Czekała ich ostatnia noc, w hotelu, który stał się ich zastępczym domem w tym mieście. To było nie do uwierzenia. Wracali. Naprawdę wracali, żeby odpocząć. Z jej stron i wszystkiego, co zrobiła mogli żyć w luksusie do końca życia i wiele dni dłużej. Wydawało się to nierealne, ale jednak takie było.
Po pół roku spokojnego życia we dwoje, robiąc to, co kochali nie potrafiła sobie przypomnieć czemu i za co tak bardzo lubiła sławę. Teraz z nikim, za nic by się nie zamieniła. Każde miało swoje zajęcie, które było ich pracą z uwielbienia, a nie przymusu. On fotograf dzikiej przyrody i nie tylko. Ona pisarka, ale internetowa. Chociaż jej książka: W drodze do sławy, była już w połowie gotowa. Wszystko było tak, jak miało być i w końcu znaleźli swoje miejsce. W końcu odważyła się zapytać, czy myślał kiedyś o dzieciach i razem stwierdzili, że będą wspaniałymi rodzicami, w domu pełnym miłości i spokoju, (no nie zawsze, ale jednak).
Po wielu razach starań, musiała iść na badania. Spodziewała się najgorszego i taka była prawda. Nie mogła mieć dzieci. Płakała po nocach, czuła jakby straciła coś, jakiś cel, dzięki któremu udało jej się żyć, dla którego chciała żyć. Nie obwiniała nikogo, ale nie mogła znieść myśli, że nie będzie miała swojego maluszka. On ją wspierał, rozumiał i zawsze pocieszał. Tknął w nią życie mówiąc i tłumacząc wiele spraw. Kochał ją jeszcze mocniej i każdego dnia dawał jej to do zrozumienia. Każdy dzień dla niej był czymś nowym. Ich podróżą w nieznane. Jednego dnia też uznał, że czas na podróż. Pojechali kilkanaście kilometrów od ich domu. Nie wiedziała, gdzie i po co. Dowiedziała się do szpitala, bo tam były noworodki, które nie miały rodziców. Bo tam było ich maleństwo. Po wielu łzach, uśmiechach, smutkach i radościach weszli do sali, aby poznać szczegóły. Pielęgniarka trzymała na rękach maluteńką osóbkę.
- Czekała na was. Cieszę się, że jesteście. Właśnie zjadła i zasypia.- powiedziała lekkim, przyjemnym głosem.
- Czy ona, ona nie ma rodziców?- zapytała ze łzami w oczach, zerkając na niego.
- Jej mama zmarła przy porodzie, a tata... niestety zginął w wypadku. Jej rodzina, bliższa, dalsza nie miała prawa głosu, gdyż matka wypełniła oświadczenie. Państwo zgłosili się jako pierwsi, więc oto i ona.
Odwinęła kocyk z malutkiej postaci, ukazując buźkę i podała malutką jej.
- Ma imię?- spojrzała na pielęgniarkę, która pokręciła głową, spojrzała na niego i w tym samym czasie wypowiedzieli- Ma Amielie.
Uśmiechnęli się do pielęgniarki, a ta odpowiedziała, że chyba lepszych rodziców nie mogła sobie wymarzyć.
Sprawy urzędowe nie trwały długo. Była ich córeczką, którą otoczyli opieką, obdarzyli miłością, zapewnili spokój i bezpieczeństwo.
Mała dowiedziała się prawdy w młodym wieku, ale nie była załamana. Stwierdziła, że jest z krwi i kości ich, po czym przytuliła ich tak mocno, jak tylko mogła. Była wspaniała. Zawsze uśmiechnięta. Wiele razy mówiła, że nie chce znać historii swoich rodziców biologicznych, więc nikt jej tego nie mówił, a ona cieszyła się z tego, jaki los jej się przydarzył.
- Skoro moi rodzice mnie nie chcieli to niech żałują, że taką fajną córeczkę stracili.
Po wszystkich jej słowach zawsze było słychać śmiech w ich domu. Zawsze było słychać jej śmiech, który niósł się po okolicy i pokazywał, że niezależnie od tego, gdzie jesteśmy, z kim, tak właśnie miało być. Jednak najważniejsze to znaleźć się w odpowiednim czasie i we właściwym miejscu, z właściwą osobą, gdy będzie ten nasz czas, aby wszystko zmienić, naprawić lub zacząć.
THE END
Śliczne wyszłas na zdjęciach i ciekawe opowiadanko; )
OdpowiedzUsuńNo piękne i wzruszające. Oczy mi zaszły łzami Daria. Każdy czasem potrzebuje jakiejś izolacji od trudnej rzeczywistości. Moja koleżanka piszę opowiadanie o pewnej sławnej osobie tylko że to facet. Też fajnie pisze. Tak realistycznie jak Ty. Gratuluje. Musisz to wydać.
OdpowiedzUsuń