Powolne cierpienie

Smutek to najpowolniejsza forma umierania. Stałam nad przepaścią, słyszałam tylko wiatr poruszający moimi włosami, widziałam tylko strzępki chmur, które nie dotarły do nieba, czułam tylko nienawiść wyrywającą moje serce z jego prawowitego położenia. Patrzyłam jak wszystko, co mam nieodwracalnie znika. Czułam się zagubiona, smutna, umierająca. Kiedyś kochałam, teraz nic się nie liczyło. Ludzie odchodzą bez względu na to, czego chcemy, bez względu na uczucia i... i właśnie i co? Jak bardzo mogli mnie zniszczyć ludzie? Bardzo. Patrzyłam tak naprawdę w głąb siebie. Patrzyłam na pozostałości, które po mnie pozostały. Wrak człowieka, upadłość i śmierć. Zło zawsze wygrywa, uznając, że śmierć jest zła. Dla mnie? Śmierć jest dobra, jeszcze nie próbowałam, ale to nie ona zadecyduje, czy mnie zabierze. Sama zdecyduję, w którym momencie to się stanie, chyba... no chyba, że śmierć i przeklęty los, moje życie, mnie wyprzedzą. Poczuć ból i w bólu odejść. No i wtedy się zaczęło. Chęć narkotyku...